Tłumiąc niemiłe uczucie, wszedł do środka, a drzwi wnet zatrzasnęły się za nim.
Ujrzał długi, słabo oświetlony korytarz, jaki bywa w drugorzędnych knajpach. Dalej niewielką salkę z ustawionym w rogu bufetem i kilkoma lożami po bokach.
Kilka stolików było, w rzeczy samej, zajętych. Siedziały przy nich jakieś umalowanie dziewczyny oraz mężczyźni o podejrzanym wyglądzie. Daleko jednak tu było do zapowiadanego przez Hopkinsa wesela, a zarówno całe otoczenie, jak i gospodarz, olbrzymi zezowaty drab, stojący za bufetem, wydali się Wazgirdowi na tyle podejrzani, że nie mógł się powstrzymać od okrzyku:
— Przecież to istna mordownia! Dokąd pan nas zaprowadził, panie Hopkins?
Hopkins roześmiał się na głos.
— Może pan być bez obawy, mister Schultz! — odparł wesoło. — Nie jest to żadna mordownia, tylko potajemny kabarecik nocny, na który policja patrzy przez palce! Ale zato, co pan tu zobaczy, nigdzie pan nie ujrzy tego! Nadzwyczajne tańce i przeróżne „spektakle“! Poza tem gospodarz ma do dyspozycji, co pan chce: opjum, kokainę, haszysz... Bywa tu bardzo dobre towarzystwo i nikomu krzywda się nie dzieje!. Tylko, widocznie przyjechaliśmy za wcześnie i publiczność niedługo się zbierze!
Wazgird, niezbyt żądny podobnych wrażeń, a zły, że się znalazł w dziwacznej spelunce, mruknął w odpowiedzi coś nieokreślonego i zajął miejsce w loży, w której się całe towarzystwo rozsiadło.
W tejże chwili, snać chcąc ożywić nastrój, zabrzmiały tony dość podłej muzyki a jakaś para tancerzy, powstawszy od stolika, jęła wykonywać apaszowski taniec. Ruchy ich mimika, przybierane pozy, były tak wyuzdane i bezczelne, że nawet Wazgird który w swem życiu widział niejedno, wzruszył ramionami z oburzeniem:
— No, no! — pomyślał. — Ależ wynajdują sposoby żeby wyciągnąć z kieszeni pieniądze cudzoziemcom!...
Amerykanki z widocznem przejęciem śledziły nieprzyzwoite, podniecające widowisko. Ale Marysieńka gwałtownie poczerwieniała i szepnęła do Wazgirda:
— Wstrętne paskudztwo!... Uciekajmy stąd jak najprędzej!....
I on był tego samego zdania. Ponieważ jednak w tej-
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/106
Ta strona została skorygowana.