wyrazem triumfu stała, wspierając swą obutą w srebrny pantofelek nóżkę na nim.
Tu i ówdzie zabrzmiały oklaski.
Kobieta ruszyła z miejsca i trzymając jakieś przedmioty w dłoni, powoli jęła zbliżać się do stolików. Oczy jej płonęły dziwnie i wyciągała rękę do siedzących mężczyzn, niby im coś proponując. Raz po raz ktoś pochwytywał z jej palców owe przedmioty łapczywie i ze zdziwieniem spostrzegła Marysieńka, że na to miejsce wsuwał grube banknoty. A kiedy naga tancerka zbliżyła się do ich stolika, stwierdziła, iż są to niewielkie flakoniki, napełnione białym proszkiem.
— Kokaina! — wycharczała pani Carlson, pochwytując flaszkę ze zwierzęcem zadowoleniem. — Może i pani spróbuje?
Ale Marysieńka miała tego wszystkiego dość.
— Nie! — wyrzekła podnieconym głosem, nie tłumiąc oburzenia i odpychając obnażone ramię dziewczyny. Bawcie się dalej, jeśli wam to sprawia przyjemność! Ale ja tu dłużej nie pozostanę ani chwili! — zwróciła się do swego towarzystwa.
I zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, wyskoczyła z loży i wybiegła z sali.
Znalazła się w długim korytarzu. Był on chwilowo pusty i nie kręcił się tam obecnie nikt ze służby.
Rozejrzała się bezradnie, szukając wyjścia, lub też gabinetu, w którym miał znajdować się chory Wazgird.
Przed nią widniało kilkoro drzwi. Do których zastukać?
— Ot, te! — rozległ się nagle głos, obok Marysieńki.
Obejrzała się i drgnęła. O parę kroków za Pohorecką podążał Hopkins, a zdala widać było sylwetkę pani Carlsoń. Jedna Maud pozostała tylko w loży, przy stoliku. Śpieszyli dogonić ją widocznie, zaniepokojeni jej ńagłą ucieczką.
— W tym pokoju znajduje się pani stryj! — tłumaczył Amerykanin i wskazał w kieruńku sąsiednich drzwi, zbliżywszy się do Marysieńki. — Skoro pani pragnie natychmiast powrócić do domu, trudno, nie zatrzymamy jej siłą! Lecz, przódy wypadałoby sprawdzić, co się dzieje z tym biednym mister Schultzem...
— Więc, tu? — powtórzyła, zadowolona, że Amery-
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/111
Ta strona została skorygowana.