mi się stanie, w lewej kieszeni marynarki mam ważne papiery!
Toć te papiery, prawdopodobnie, tyczyły się jej sprawy!
Przezwyciężając siłą woli odrobinę lęku, jaką ją napawał martwy Wazgird, wsunęła rękę do kieszeni.
Najprzód do jednej. Po tem do drugiej. Obie były puste. Brakło tam, nie tylko dokumentów, ale nawet portfela.
— Panie Hopkins! — wykrzyknęła nagle ostro. — Mego stryja ograbiono! Podejrzana wydaje mi się ta śmierć.
Ale tamten grał jeszcze komedję. Tylko na twarzy pani Carlson już igrał zły, drapieżny uśmiech.
— Ograbiono? — wymówił z powątpiewaniem. — Któż mógł go ograbić?
Marysieńkę coraz większe ogarniało podniecenie.
— Zabrano portfel, zabrano papiery! Proszę natychmiast zawiadomić policję!
Ani Hopkins, ani pani Carlson krokiem nie ruszyli się z miejsca.
— Skoro, nie chcecie mi pomóc — zawołała — sama udam się do władz! Bo i pańska rola, panie Hopkins w tej całej historji, wydaje mi się trochę dziwna!
Postąpiła naprzód kilka kroków, kierując się w stronę drzwi.
— Ach, wydaje ci się dziwna! — jakimś jadowitym głosem wymówiła pani Carlson, raptownie rzucając się naprzód..
Zanim Marysieńka zdołała się zorjentować, jakaś chustka niespodzianie spadła na jej głowę. Poczuła słodki i mdły zapach. Chciała zrzucić tę chustkę, wyswobodzić się z rąk, które teraz przytrzymywały ją mocno. Daremnie. Woń stawała się coraz bardziej dusząca. Jeszcze kilka sekund... Marysieńka straciła przytomność...
— All right! — mruknął Hopkins.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Niezadługo potem, z bocznego wejścia spelunki, wysunęły się ciemne postacie, niosąc ostrożnie jakiś długi pakunek. Umieściły go przezornie w oczekującym w mroku samochodzie, poczem znikły, jak gdyby ich wcale nie było. Samochód natychmiast ruszył z miejsca. Obserwo-