Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/127

Ta strona została skorygowana.

wiem! Ale, w każdym razie, radzę przyjrzeć się dobrze, temu co zamierzam pokazać, a później zastanowić się głęboko! Idziemy...
Uczyniła kilka kroków w kierunku drzwi, niby zapraszając Marysieńkę, by ta udała się w ślad za nią. Lecz, choć Pohorecka pochwyciła parę zachęcających mrugnięć okiem Maud, stała, jak przykuta do miejsca.
— Wcale mnie nie zaciekawia — wyrzekła — to, co pani pragnie mi pokazać i z góry dziękuję za widowisko! Szczególniej, jeśli przypomina ono, „zabawę“ pod „Złotą Papugą“!
Carlson, nie odparła wprost Pohoreckiej.
— Już się pani lęka? — zgrzytnął drwiąco jej uśmiech.
Słowa te, niby uderzenie szpicrutą, podziałały na Marysieńkę. Choć przeczuwała, że ujrzy jakąś ohydną scenę, pojęła, że cofać się jej nie wolno, a przeciwnie, winna pokazać Amerykance, że byle czem jej nie złamią i byle czem nie przestraszą.
— Skoro pani nalega — odparła — pójdę, aby udowodnić, iż nie jestem taka bojaźliwa, jak to pani sądzi!
Śmiało weszła do sąsiedniej izby za Carlson, podczas gdy Maud postępowała o kilka kroków za niemi w tyle. Weszła i zdziwienie odbiło się na jej twarzy. Spora, białotynkowana izba, którą również, jak i celę Marysieńki, oświetlała tylko niewielka pod sufitem lampka była całkowicie pusta. Jedyne drzwi, prowadzące do niej, były szczelnie zamknięte. Skądże dobiegał tedy ów zmięszany gwar głosów?
Dopiero, kiedy Marysieńka, zbliżywszy się do Amerykanki, która wciąż zapraszając ją gestem, przystanęła około jednej z ścian, wszystko stało się jej jasne. W ścianie widniały dwa niewielkie otwory, okienka. Wychodziły one, na leżąca może o pół piętra niżej salkę i stamtąd to dobiegały hałasy.
— Widzi pani, jak dbamy o jej wygody — wyrzekła ironicznie Carlson. — Przez te okienka, niczem z loży może pani podziwiać, co się tam dzieje, na dole! Ujrzy pani marsylską spelunkę, bo pani chwilowe mieszkanie mieści się nad pewną, małą znaną tawerną! O, bardzo ciekawy to widok i niejeden cudzoziemiec dałby wiele, żeby przyjrzeć się zebranym tu typom! Proszę! — wskazała dłonią. — Niechaj pani spoziera przez jeden z otworów, ja przy drugim zajmę miejsce!