Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

do ręki, ruchem niespodzianym, niczem przyczajony drapieżnik, trzasnął ją z całej siły w twarz, że bez słowa runęła na podłogę.
— Ach! — nie mogła Marysieńka powstrzymać się od okrzyku.
Teraz Maks powstał z miejsca. Był straszny. Czerwona zazwyczaj twarz stała się purpurowa a tylko biała szrama, zapewne wspomnienie uderzenia nożem, stanowiła jaskrawy kontrast z tem tłem.
Powoli, z wyrafinowaniem jął znęcać się nad swą ofiarą, a w miarę, jak się znęcał, wydawało się, że wzrasta jego zaciekłość. Nietylko bił i kopał leżącą dziewczynę po brzuchu, po piersiach, po głowie, jak najgorszy oprawca nie skopałby nawet psa, lecz chwilami podnosił ją z podłogi za włosy, by uderzyć i znów z całej mocy wyrżnąć o podłogę. Z ust katowanej wydobywały się ciche wołania o litość i jęki a wreszcie, kiedy prosto w twarz trafił ją potężny cios pięści, legła nieruchomo, blada, z zamkniętemi oczami, a tylko z za kącików zaciśniętych warg, popłynęły dwie szkarłatne strugi krwi.
— Zwierzę! Zwierzę!... bełkotała Pohorecka. — Zabił ją!
Na obecnych w spelunce, straszliwy widok nieludzkiego pastwienia się ohydnego draba, na bezbronną, słabą kobietą, nie czynił żadnego wrażenia. Nawet, gdy padła nieruchomo, tu i owdzie rozległy się tylko ciche śmiechy, lub też szmery, wyrażające jakby pochwałę. Nawet siedzące śród mężczyzn, dziewczyny, nie śmiały stanąć w obronie towarzyszki, a niektóre z nich tylko poodwracały lękliwie głowy.
Lecz nie wszystkie...
Bo nagle, z za stolika, znajdującego się w rogu salki, poderwała się dziewczyna i powiodła dokoła nieprzytomnym wzrokiem. Daremnie, chciał ją powstrzymać jakiś blady chłopak, zapewne jej kochanek. A gdy noga Maksa znów wzniosła się nad okrwawioną ofiarą, z histerycznym okrzykiem rzuciła się w stronę draba.
Sekunda — i jej białe zęby wpiły się w potworną olbrzymią łapę.
— A... a... a... — pobiegł zduszony charkot po spelunce i wszystko zamarło w pełnem naprężenia oczekiwaniu.