Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

Wepchnął gwałtownie Marysieńkę do jej poprzedniej celki.
— Tu pozostaniesz! — wymówił z nienawiścią. — I nie licz na to, że uda ci się uciec, lub ktokolwiek stanie w twojej obronie! Sama wydałaś wyrok na siebie! Bo, niepotrzebna nam jest nawet twoja zgoda! Bez niej damy sobie radę! Ty, natomiast, spodziewaj się miłej wizyty! Dziś, w nocy jeszcze, odwiedzi cię rudy Maks!
I siłą zatrzasnął drzwi za sobą i zasunął rygle.

ROZDZIAŁ XIII.
UWIĘZIONA.

Marysieńka opadła na swe posłanie i wtuliła głowę w poduszkę. Opuściło ją nerwowe podniecenie. Poczuła się słaba, bardzo słaba. Niczem małe dziecko, które znalazło się w jaskini lwa i daremnie szuka ratunku.
W jej wyobraźni z całą jaskrawością malowały się niedawno widziane, potworne sceny. I te bicie... I te morderstwo... I ta, nieszczęsna dziewczyna... I ten rudy zbój, ohydny krwawy kat...
Więc on ją miał odwiedzić, potwór, nie znający litości. Oczekiwał ją podobny los? Nie, po tysiąc razy, już lepsza jest śmierć!...
Cicho Marysieńka załkała, myśląc, że jedyne pozostało jej wyjście, skręcić sznur, podarłszy koszulę i na tym improwizowanym postronku zawisnąć na haku, lub u okiennych krat, aby uniknąć tortur i pohańbienia, gdy wtem niespodziany szmer dobiegł jej słuchu...
Ten sam, jaki zauważyła, tuż przed przybyciem do jej więzienia Maud i Carlson‘owej.
Wydawało się, że ktoś delikatnie trąca palcem w okno, lub też zabłąkany ptak dziobem uderza w szybę. Cóż to miało oznaczać?
Pohorecka, zaciekawiona, zapomniawszy nawet na chwilkę o swem straszliwem położeniu, porwała się z łóżka. Pochwyciła drewniany stołek i wykonała to, co już dawniej zamierzyła uczynić. Przysunąwszy stołek do ściany, wspięła się nań i zajrzała w okienko.
— Kto tam?
— To ja, pani Marysieńko! — dobiegły ją najwyraźniej słowa po polsku.