— Czy panienka nie myli się, co do dnia? Może te szczegóły, o których nam opowiado działy się wcześniej więc w przeddzień?
— Nie panie sędzio! — padła kategoryczna odpowiedź. — Nie! To o czem mówię, miało miejsce w dzień zabójstwa...
Straszliwe podejrzenie zrodziło się nagle w duszy Marysieńki. Stale coś odpychało ją od Klary i napawało nieokreślonym lękiem.
Kiedy przed paru miesiącami przyjęła tę dziewczynę odrazu uderzyło ją, że Klara nie wygląda na „służącą“. Zlitowała się jednak nad nią, tembordziej, że Klara twierdziła, iż pochodzi z lepszej rodziny, a tylko z powodu ciężkich warunków obecnych, zmuszona jest podjąć się każdej pracy. Później jednak Marysieńka pożałowała swego kroku. Bo choć Klara wszystkie swe obowiązki spełniała nienagannie, w zachowaniu się „pokojówki“ było coś tak dziwnego i zagadkowego, że nieraz to raziło i różne domysły nasuwało Marysieńce.
Zadrżało w niej wszystko.
— Czemu kłamiesz? — krzyknęła ostro, zrywając się ze swego miejsca.
Sędzia śledczy ruchem ręki nakazał jej milczenie.
— Proszę nie obrażać świadka! — rzekł — Świadek mówi prawdę!
W tejże chwili opuszczone do dołu oczy Klary podniosły się, uderzając z mocą w Marysieńkę.
— Nie kłamię! — wydarł się z jej piersi okrzyk. — Nie kłamię! A skoro mnie do tego pani zmusza, więcej jeszcze powiem!
Sędzia drgnął radośnie.
— Więcej? — powtórzył.
— Tak! — mówiła teraz dobitnie dziewczyna. — Wahałam się, czy zgubić ostatecznie panią Pohorecką, czy też zataić, to co wiem! Lecz nie warta aby ją oszczędzać i grzechu nie wezmę na swe sumienie!
— Krócej... Krócej... naglił sędzia.
— Kiedy pani moja wyszła po siódmej wieczór z domu — wyrzuciła z siebie — znów przeszłam koło biurka i spostrzegłam, że sztyletu na miejscu, na którem go położyłam, nie było. Zniknął... Zdziwiło mnie to bardzo, lecz później dopiero zrozumiałam wszystko! Pani Pohorecka wzięła go ze sobą...
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.