Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

Amerykanka musiała znać doskonale drogę, bo rzekła, przystając.
— Te schody wiodą do szynkowni! Lecz z boku mieszczą się drzwi, zamykające boczne przejście! Zaraz je otworzę!
Zgrzytnął klucz i wionęła czarna głębia.
— Wejdźcie! — rozkazała. — Tędy wydostaniemy się na podwórze!
Ślepo posłuszni, spełniali teraz rozkazy Amerykanki w milczeniu. Ledwie jednak się tam znaleźli, a Maud, która weszła ostatnia, drzwi zamknęła z powrotem na klucz za sobą, z dołu rozległ się tupot licznych pośpiesznie zdążających na górę ludzi oraz zabrzmiały zmieszane francuskie i angielskie przekleństwa. Z jej piersi wyrwało się westchnienie ulgi.
— Jesteśmy na pół uratowani! — wyszeptała. — Nie straszyłam was daremnie, wspominając, że za sekundę może być za późno! Pędzą! Ale pokój wasz jest pusty, a my rychło znajdziemy się na podwórzu! Och, — dodała z dziwną zawziętością — nie przypuszczając jaką im zgotowała niespodziankę!
Zaświeciła małą elektryczną latarkę, snać umyślnie ze sobą zabraną, a jej blask rozproszył mroki. Marysieńka wraz z Gwiżdżem stwierdzili, że znajdują się na małej platformie, skąd prowadzą kręcone, kamienne schodki, na dół.
— Nie traćmy czasu! — szepnęła Maud i pierwsza jęła zstępować, oświetlając drogę.
Gdy w ten sposób przebywali te kilkanaście stopni, dzielących ich od wolności, Marysieńka nie mogła się powstrzymać od cichego zapytania.
— Co panią skłoniło, właściwie, miss Maud, aby nas ocalić i wraz z nami uciekać! Wydawało się napozór, że znakomicie czuje się pani ze swemi towarzyszami?
Maud, nie zatrzymując się, szeptała ze wzburzeniem:
— Powtarzam pani, musiałam grać komedję! Hopkins nie wiele się różni od rudego Maksa! I on nie waha się przed zbrodnią! A Carlson owa jest wcielonym szatanem na ziemi!
I ja byłam kiedyś uczciwą dziewczyną, lecz zdołali mnie oplątać, omotać... A później, trudno wydostać się z