ich szpon!... Och, czegóż oni nie kazali mi robić! To, udając żonę Hopkinsa, wciągałam w zasadzkę łatwowierne kobiety, to, jako jego kochanka, służyłam za przynętę bogatym cudzoziemcom... Wreszcie, sprzykrzyło mi się to wszystko... Postanowiłam, raczej umrzeć, niżli nadal wieść podobne życie...
— Ale, czemu — przerwała Pohorecka — wcześniej nie uprzedziła mnie pani o wszystkiem?
— Pragnęłam uczynić to w Nizzy — odrzekła — bo już wtedy miałam zamiar wydostać się z tej bandy! Lecz Hopkins pilnował mnie. A raczej ta przeklęta Carlsonowa! Dawno już podejrzewała, że knuję jakąś zdradę...
— Aha!... mruknął Gwiżdż:
— Postaram się choć w części wynagrodzić wam krzywdę, jaką uczyniłam! Nie tylko, dopomogę do ucieczki, ale i wyjawię plany Hopkinsa, które was się tyczą! Nie pora teraz, jednak, na długie wyjaśnienia! Już, podwórze!
W rzeczy samej, pchnęła jakieś drzwi i owiał ich prąd świeżego powietrza. Przed ich oczami ukazało się spore, porośnięte trawą podwórze, ogrodzone od ulicy parkanem, a w jego rogu spora drewniana szopa.
— Tak, garaż — wskazała — a w nim stoi motocykl Maksa! Garaż jest otwarty! A tak czują się pewni siebie, że nie zamknęli nawet bramy w ogrodzeniu od ulicy! Niezbyt trudne nas czeka zadanie!
Pośpiesznie wpadli do garażu. W rogu połyskiwał w ciemnościach motocykl najnowszej konstrukcji. Gwiżdż, który takiego samego używał w swych wycieczkach w Polsce, aż mało nie krzyknął z radości.
— Świetnie! — zawołał, obejrzawszy maszynę i wyprowadzając ją na podwórze. — Naoliwiony, benzyna jest, za sekundę pożegnamy Hopkinsa i tę całą zgraję.
Nagle zbladł.
Jeśli przed chwilą sądził, że wystarczy uruchomić motor, zająć miejsce na siodełku i ruszyć, to raptem wyrosła nieoczekiwana przeszkoda. Próżno naciskał odpowiednie guziki, motor nie drgnął nawet.
— Czyżby zepsuty? — wyszeptał z rozpaczą.
Gorączkowo raz jeszcze badał maszynę, gdy wtem z domu dobiegły dzikie wrzaski.
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/150
Ta strona została skorygowana.