możliwemi sposobami moje zaufanie do świadka! Niestety, trud daremny! Sprawdziłem dokładnie przeszłość służącej Pawlikówny i nic jej zarzucić nie można! Pochodzi ona, istotnie, z lepszej sfery, a nie mogąc nigdzie znaleźć zajęcia, zgodziła się zostać służącą... To nie grzech! Dziś są takie czasy, że inżynierowie wykonywują wszelkie roboty w fabryce, a prawnicy zostają akwizytorami ogłoszeniowymi... Praca nie hańbi i z tego tytułu pannie Pawlikównie o stronnicze zeznania, lub chęć intrygi posądzać nie wolno!
Marysieńka poczuła, jak dokoła niej zacieśnia się coraz mocniej niewidzialna sieć.
— Och, jakaż ja nieszczęśliwa! — nagle wybuchnęła płaczem.
Łkała coraz silniej, coraz gwałtowniej. Tak łka małe dziecko, które znalazło się niespodziewanie w jaskini lwa; rozumie, że oczekuje je nieuchronna zguba, a znikąd nie może się spodziewać ratunku. Konwulsyjne dreszcze wstrząsały jej drobną postacią, a ładną twarzyczkę wykrzywiał wyraz straszliwego bólu.
Rozpacz młodej kobiety była tak wielka i niekłamana, że uczyniła ona nawet wrażenie na sędziu śledczym, przywykłym do niejednej dramatycznej sceny.
— Rozumiem! szepnął, tłomacząc sobie po swojemu ten wybuch rozpaczy. — Rozumiem... Wyrzuty sumienia! Czyż nie lepiej było przyznać się, wszystko szczerze opowiedzieć od początku!
— Kiedy... ja... naprawdę!... — jęknęła wśród szlochów.
Nie zwrócił uwagi na wykrzyknik.
— A całą sprawę tak łatwo odtworzyć — mówił, chodząc teraz po pokoju. — Widzę ją jasno, jak na dłoni. Pobraliście się przed pół rokiem, poznawszy się w instytucji, w której pracowaliście wspólnie. Pani mąż, jako referent, pani, jako maszynistka. Znała pani swego męża, jako człowieka statecznego, solidnego i była przekonana, że nic nie zakłóci spokoju waszego świeżo uwitego gniazdka. Choć mąż był tylko o kilka lat starszy od pani, na życie zapatrywał się niezwykle rozważnie, a na kobiety, pozornie nie zwracał uwagi. Wtem otrzymuje pani od kogoś złośliwego anonimowy list, pisany na maszynie, — autora listu nie udało się odszukać — że mąż panią zdradza. Oburzona do głębi, iż w parę już miesięcy
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.