po ślubie w tak niegodny sposób on z panią postępuje, pałając zemstą, pędzi pani do wskazanego mieszkania, aby z niewiernym się rozprawić. Z domu zabiera pani sztylet, chcąc wymierzyć sobie na niewiernym, a może na kochance jego, sprawiedliwość. Pani gniew potęguje jeszcze ta okoliczność, że gdy weszła pani do bramy, sprawdziła, że mieszkanie, do którego pani się udawała figuruje na liście lokatorów pod nazwiskiem jej męża.
— Co? — zawołała Marysieńka, pod wpływem zdumienia, ocknąwszy się na chwilę ze swego bólu. — To... to... mieszkanie... było własnością Tadeusza. Toć tam znajdowało się tyle kosztownych sprzętów. Skąd wziął na nie pieniądze?
— Nie wiedziała pani o tem? — zdziwił się sędzia z kolei — A ja sądziłem, że ta właśnie okoliczność spotęgowała pani oburzenie! Tak, wynajął je pan Pohorecki, mniej więcej przed miesiącem i urządził, przyznać należy, bardzo luksusowo. I ja się nad tem zastanawiałem, skąd wziął na to środki...
— Ależ u nas w domu wszystko urządzone było więcej, niż skromnie — zawołała. — Trzymanie służącej uważałam za zbytek! Toć Tadeusz zarabiał około pięciuset złotych miesięcznie, a ja, w biurze, po obcięciu płac, niecałe dwieście!
— Tu właśnie — uderzył się sędzia śledczy w czoło, jakby go dręczyła uporczywa myśl — jest zagadka, której rozwiązać nie umiem! Skąd nieboszczyk wziął środki na podobne życie nad stan! Bo w biurze nie miał on styczności z pieniędzmi i o żadnej defraudacji nie może być mowy...
— Kto, kto mu dał na to? — zawołała w podnieceniu Marysieńka. — Kochanka? Ta z którą spędzał miłe chwile w tej jaskini rozpusty? Panie sędzio! Błagam, powiedz pan! To są nieznane dla mnie szczegóły! Co znaleziono w tem mieszkaniu?
— Mogę zaspokoić pani ciekawość, a właściwie wcale jej nie zaspokoję! Nic nie znaleziono. Przybory tualetowe, należące do pani męża, bieliznę, kosztowną piżamę. Pozatem nic! Ani listu, ani fotografji, ani najdrobniejszego nawet świstka, który mógłby naprowadzić na ślad, kto w tej garsonierze bywał. Również dozorca nie umie określić wyglądu osób, niewiast szczególnie, jakie to mieszkanko odwiedzały...
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.