— Przywiozłem go do Kaletycz i byłem z początku nim zachwycony! Lecz przekonałem się później, że jest to człowiek niepewny, o ciemnej przeszłości, do którego nie można żywić najmniejszego zaufania! Pozbyłem się też go prędko, a robót, w największej tajemnicy, dokończył inny inżynier, sprowadzony z Belgji. W obawie przed Hopkinsem poleciłem zmienić częściowo konstrukcję. Udoskonaliłem więc strzelające aparaty, strzegące wejścia od schodków, o których wiedział Hopkins, a jednocześnie przeprowadziłem drugie, krótsze przejście, łączące dużą salę z podziemiami, przez drzwiczki ukryte w smoku. Nie napróżno tak uczyniłem, bo parokrotnie donoszono mi, że Hopkins, który rzekomo opuścił Polskę, kręcił się w pobliżu ruin, zamierzając widocznie do nich się dostać, przewidując, że tam ukryłem skarby. Cofnął się on jednak od tego przedsięwzięcia, rozpoznawszy, że zmieniona została instalacja i że przedostanie się tam bez odpowiedniego planu narazić go może na poważne niebezpieczeństwo...
— Rozumiem! — mruknął Den. — Wszystko poczyna być jasne!...
— Już, zaraz koniec listu! — oświadczyła Marysieńka i szybko odczytała resztę:
„Oto wszystko, drogi Tadeuszu! Naprawdę, nie mam dla Ciebie słów wdzięczności, że chciałeś się podjąć tej skomplikowanej misji. Jesteś synem mego najlepszego przyjaciela, znam cię od dziecka, wierzę ci najzupełniej i prócz ciebie nie mam do kogo się zwrócić. Aczkolwiek nie widzieliśmy się od szeregu lat, gdym cię zawiadomił listownie — stawiłeś się natychmiast na moje wezwanie i po dłuższem ociąganiu się, przyobiecałeś spełnić mą prośbę. Odszukaj Jerzego Gozdeckiego i doręcz mu plany, jakie ci oddałem, aby mógł odnaleźć pozostawiony przezemnie majątek, lub lepiej jeszcze, wraz z nim podejmij go. Wiem na jakie cię to może narazić przykrości i niebezpieczeństwa. Bo, z jednej strony Wazgird coś przeczuwa i napewno zastawiać na ciebie zechce sieci, lub usiłuje wciągnąć w zasadzkę, z drugiej strony — strzeż się Hopkinsa. I on zbyt wiele wie i niejedną zgotować ci może niespodziankę. Gdyby zaś nie udało się odszukać Gozdeckiego — skarb ten będzie należał do ciebie! Zabierz go sobie. Wolę, by znalazł się w twych rękach, niź-
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/191
Ta strona została skorygowana.