li Wazgirda i słuszną będzie stanowił nagrodę za twoje trudy. Nie daj Boże, by co złego ci się stało, lecz ponieważ wszystko przewidzieć należy, o ilebyś sam go nie objął w posiadanie, niechaj dysponuje nim twa żona, której niestety nie znam osobiście, ale dla jakiej nie znajduję dość słów pochwały, pani Marysieńka...
Całuję Cię serdecznie. Oddany ci i wdzięczny na wieki Tomasz Gorayski.
P.S. Prócz planów doręczyłem ci medaljon w złotej oprawie. Znajduje się w nim fotografja Jerzego.
Zaległa cisza. Przerwała ją pierwsza Pohorecka.
— Rozumiem! — wykrzyknęła. — Wszystko teraz pojmuję! Te szczegóły napewno zawierał list, który napisał biedny Tadeusz, udając się na spotkanie, jakie mu przyniosło śmierć! Oto dlaczego zamordował go Hopkins, a Wazgird trzymał mnie później, niczem więźnia w swym pałacyku, żebym nie poznała prawdy.
— Przeklęte skarby... Ileż na nich krwi ludzkiej... Ta tylko pociecha — dodała — że pan Gwiżdż, to jest chciałam powiedzieć, pan Jerzy Gozdecki, został bogatym człowiekiem!
Ten poczerwieniał gwałtownie i znać było, że wielką przykrość sprawiły mu słowa Marysieńki.
— Pani Marysieńko! — rzekł. — Nie zabiegam o te miljony, a nawet niepotrzebna mi od pewnego czasu była o nie walka! Wszak po śmierci Wazgirda, jestem jedynym prawnym spadkobiercą mego stryja, księcia Gorayskiego. Jeśli jednak narażałem się na niebezpieczeństwa do ostatka, to tylko dlatego, żeby pochwycić zbrodniczą szajkę i aby pani niewinność zabłysła w pełni!
Den z komisarzem policji zamienili szybkie spojrzenia.
— Tak! — oświadczył detektyw. — Wiele szczegółów pozostało niejasnych i wyświetli je dopiero dochodzenie. Lecz twierdzić już można z całą stanowczością, że nikt nadal nie będzie podejrzewał pani Pohoreckiej o zbrodnię! Była ona zaiste ofiarą, wplątaną w tragiczny splot wypadków! Przekonany jestem, że władze przychylą się całkowicie do naszego zdania!
Komisarz policji poważnie skinął głową. Potakiwał i kapitan Sorel, choć raczej z mimiki obecnych, niźli z ich słów rozumiał, o co chodzi.