Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/194

Ta strona została skorygowana.

Maud, Hopkins, i go zasztyletował, sądząc, że mąż pani posiada przy sobie plany w kieszeni! Oto, co bardzo być może, pragnęła wyznać Maud, zanim ją dosięgła kula Hopkinsa
Marysieńka skrzywiła się boleśnie.
— Niech Bóg sądzi Tadeusza! — szepnęła. — Ja go sądzić nie chcę! Ciężko, zresztą, odpokutował za swoje winy!
Detektyw spozierał obecnie kędyś w bok, z zażenowaniem, widząc, jaką przykrość sprawia ten temat Marysieńce. Pośpieszyła ona go zmienić.
— Pozostawmy biednego męża w spokoju! — rzekła. Ale jeszcze jedna sprawa pozostała dla mnie niewyjaśniona! Kim był ten straszliwy potwór, który w hotelu „Terminus“, wówczas do mojego pokoju przez okno się zakradał?
Den uśmiechnął się lekko.
— Jest to — odparł — bodaj jedyny moment komiczny w tej całej ponurej historji!
— Więc?
— Hopkins wiedział doskonale, że żaden napad w ludnym hotelu nie jest możebny. Ale, pragnął nastraszyć Wazgirda, odebrać mu ducha, osłabić go psychicznie, aby nazajutrz dał się namówić na wycieczkę, był mniej podejrzliwy i na zasadzki odporny. Zapowiedział więc tajemniczą kartką, nocne odwiedziny siwowłosej kobiety, a później, wytłoczywszy szybę, jął wsuwać do pani pokoju zwyczajną maskę.
— Maskę?
— Tak! Maskę, o straszliwych rysach, z pomalowanemi fosforem oczami. Oczywiście, nie mogły jej wyrządzić żadnej krzywdy kule, a wy, w waszem przerażeniu, przyjęliście ją za groźnego potwora...
— Ach!
— Cel został całkowicie osięgnięty. Następnego dnia, po bezsennie spędzonej nocy, Wazgird stracił głowę, nie wiedział, co postanowić, rad był znaleźć się śród ludzi, a zaufawszy pozorom, że ma przed sobą zamożnych amerykańskich turystów, łatwo dał się zawlec do spelunki, do jakiej, może w innym wypadku, nie dałby się zaciągnąć! Pojmuje pani teraz?
Marysieńka skinęła główką. Mimo wesołej opowie-