Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

cował, chcąc powiększyć, jak mówił, ich niewielkie, domowe fundusze. A teraz? Sama nie wie, czy ma rozpaczać po stracie męża, czy też znienawidzieć jego pamięć.
Marysieńka pogasiła w innych pokojach światła i, zasiadłszy w gabinecie, na fotelu przed biurkiem, znów pogrążyła się w niewesołe dumy.
Co dalej robić? Co postanowić? Przecież w tem mieszkaniu, w tym domu nie pozostanie, mogąc być w każdej chwili narażona na pogardliwe odezwania się dozorczyni i sąsiadów. Najmądrzej byłoby zabrać najkonieczniejsze przedmioty i wynająwszy sobie gdzieindziej pokoik, postarać się o dobrego obrońcę. Lecz za co? Posiada w woreczku niecałą złotówkę, bo kasę domową stale trzymał Tadeusz i jej wydzielał codziennie na wydatki. Nawet dziś na kolację nie starczy. Oczekiwać, póki nieznany przyjaciel się nie zjawi, ten, który złożył za nią kaucję? Ale, czy zechce on się nadal interesować Marysieńką i czy wogóle się zjawi?
Więc? Przebiegła w myślach swój niewielki majątek. Posiada obrączkę, jakiś skromny pierścionek, złoty zegarek. Jeśli to jutro sprzeda otrzyma najwyżej kilkadziesiąt złotych... A może Tadeusz gdzieś pozostawił pieniądze...
Machinalnie poruszyła szufladą biurka. Tego samego, na którem miał spoczywać ów nieszczęsny sztylet. Biurko było staroświeckie z bronzowemi okuciami o jednej środkowej i kilku bocznych szufladach. Tadeusz mówił o niem, że jest to pamiątka rodzinna i nie pozwalał nikomu doń się dotykać. Ku wielkiemu zdziwieniu Marysieńki, szuflada ustąpiła, a na wierzchu znajdujących się w niej papierów, spostrzegła wiązkę kluczy. Widocznie musiał je Tadeusz w pośpiechu zapomnieć, udając się na spotkanie, które mu przyniosło śmierć.
Teraz w głowie Marysieńki zaświtała myśl. Już nie o pieniądze chodziło. Przetrząśnie biurko, do którego za życia męża nie miała dostępu, sprawdzi, co zawiera. Może szczęśliwym trafem odnajdzie tam jakikolwiek ślad, mogący rozświetlić mroki potwornej tajemnicy.
Lecz nadzieja szybko ustąpiła zniechęceniu. Bo choć Marysieńka przekładała papier po papierze i list po liście, nic nie znajdowało się w biurku takiego, coby ją mogło dłużej zatrzymać. Same papiery treści obojętnej, banalne listy od dalszych i bliższych znajo-