Teraz dopiero uświadomiła sobie Marysieńka, że pod wpływem toczących się w błyskawicznem tempie wypadków, zapomniała o początkowym celu wizyty Wazgirda. Wymówiła z zaciekawieniem:
— Nie dowiedziałam się jeszcze, jakie względy skłoniły pana hrabiego do złożenia za mnie wysokiej kaucji?
— Jestem dalekim krewnym pani męża — odparł hrabia.
— Pan? Nigdy nie słyszałam o tem! — powiedziała Marysieńka.
— Nie moja wina — zauważył, jakby ze smutkiem — że Tadeusz wiele spraw ukrywał przed panią! Napewno niechętnie mówił o swej rodzinie, lub nie wspominał o niej wcale...
— Istotnie! — przytwierdziła.
— Tymczasem Tadeusz pochodził z bardzo starego rodu, spokrewnionego z wielu arystokratycznemi familjami. Między innemi i z naszą. Wielkie rody mają czasem swe groźne, niebezpieczne tajemnice. Lepiejby było, żeby Tadeusz wszystko pani opowiedział szczerze. Ha, trudno... Dziś moim obowiązkiem jest panią ratować... Może wiem więcej, niżli pani przypuszcza i o medaljonie i o łotrowskiej szajce i o tajemnicy, która czyhała na życie Tadeusza...
— Hrabia wie? — poruszyła się na swem miejscu gwałtownie — Więc cóż to jest? Bezradnie rozłożyła rę ce.
— Niestety, nie tylko to moja tajemnica, ale chodzi i o inne osoby! Pieczęć milczenia skuwa moje usta! Gdyby dziś najsilniej pani na mnie nalegała, więcej nic powiedzieć mi nie wolno!
— Czemu?
— Powtarzam, są różne względy! Ale za parę dni się dowie pani o wszystkiem i o ile Bóg da, nie tylko ją oczyszczę z wszelkich zarzutów, ale i ukarzę zbrodniarzy Bo ta siwowłosa wiedźma, to pionek tylko! Drudzy wchodzą w grę! Oto dlaczego nie mogłem pozwolić, aby pani choć godzinę dłużej spędziła w więzieniu. A teraz, zanim w pełni zatriumfuje sprawiedliwość, postaram się ją od wszelkich napaści ubezpieczyć!
— W jaki sposób?
— Zamieszka pani u mnie.
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.