Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

Klara w willi? Klara otwiera furtkę własnym kluczem? Cóż to znaczy!
— Trzymajcie ją! — wykrzyknęła i pędem wybiegła z pokoju.
Sama nie wiedząc, kiedy, znalazła się na dole. Chcia ła znowu zawołać, aby spieszono pochwycić Klarę i dążyła do frontowych drzwi willi, zamierzając niemi wydostać się do ogródka, gdy wtem ktoś mocno pochwycił ją za ramię.
Był to Wazgird, już starannie ogolony i uczesany, z monoklem w oku, ale jeszcze w piżamie.
— Cóż się stało — zapytał zdziwiony, przytrzymując Marysieńkę. — Czemu podniosła pani alarm?
— Klara... Klara ucieka! — wymówiła gorączkowo — starając się wyswobodzić. Prędzej.... Prędzej jeszcze ją złapiemy...
Ale hrabia nie zwalniał uścisku.
— Jaka Klara? — zapytał.
— No... ta moja służąca (przedtem opowiedziała już Wazgirdowi o dziwnej roli pokojówki) która oskarża mnie fałszywie... Proszę mnie puścić!.. Biegnijmy! Niema chwili do stracenia!
Wazgird w rzeczy samej, puścił ramię Marysieńki, lecz miast rzucić się w pogoń za Klarą, począł się tylko śmiać.
— Ha! ha! ha!.... A to się pani udało! — wyrzucił z siebie śród wybuchów śmiechu
— Nie pojmuję....
— Przyjęła pani moją niewinną kucharkę za ową zdradziecką Klarę!
— Kucharkę? — wykrzyknęła oburzona. — To nie była kucharka! Kucharki nie noszą tak wykwintnych futer...
— Cóż mam na to poradzić.... ha... ha.. — śmiał się jeszcze głośniej — że stroją się one dziś więcej od księżniczek!
Marysieńka poczuła się oburzona do głębi.
— Nie, to przechodzi wszelkie pojęcie! — z jej piersi wyrwał się ostry protest. — Twierdzę stanowczo, że widziałam tę podłą dziewczynę, gdy wychodziła z willi i bramę otwierała kluczem, a pan to w żart obraca?
Wazgird spojrzał na zaczerwienione od gniewu policzki Pohoreckiej i pojął, że przecholował.