Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

rem pozna pani wszystko! Daję na to słowo honoru! Cokolwiek się stanie, odkryję pani tajemnicę Tadeusza!
— Wieczorem!... Tajemnicę Tadeusza? — Nie mogła pohamować swej radości. Podbiegła do Wozgirda i pochwyciła go za rękę.
— O, jakaż niesprawiedliwa byłam względem pana! Hrabia nic nie odparł na ten gorący wykrzyknik, tylko w milczeniu ucałował drobną rączkę Marysieńki.
— Wazgird, zgodnie z zapowiedzią, wyjechał wnet po śniadaniu samochodem. Marysieńka pozostała w willi tylko z Gwiżdżem. Ale sekretarz, zajęty pracą w gabinecie, nie dotrzymywał jej towarzystwa i błąkała się sama po pokojach, nie wiedząc czem skrócić czas. Nawet Antoni, jakby wypuścił ją ze zwykłej opieki, gdyż nie ukazywał się wcale. Próbowała czytać, lecz nie mogła skupić uwagi nad żadną książką, bo wzrok machinalnie krążył po literach, a w głowie wirowała jedna myśl:
— Dziś, wieczorem...
Pałacyk ożywił się dopiero, w czasie obiadu. Antoni pojawił się i oświadczył z powagą, że podano do stołu, a Gwiżdż wypłynął z gabinetu. Zerkał on jakoś niepewnie na Marysieńkę, może zażenowany, że posiłek ma spożywać, w towarzystwie damy, i z początku uporczywie milczał, potrząsał tylko swą czupryną nerwowo, poprawiając krawat. Gdy jednak kamerdyner znikł, ustawiwszy półmiski, doszedł on widocznie do przekonania, że tak zachowywać się nie wypada, bo jął Marysieńkę zabawiać rozmową. Zrazu rzucał oderwane banalne zdania, lecz pod koniec obiadu rozgadał się na dobre. Szczególnie, kiedy wpadł na swój ulubiony temat o tem, jaka niesprawiedliwość zapanowała na świecie, oraz, że konieczna jest gwałtowna reforma socjalna. Twierdził on stanowczo, że obecne pokolenie jest zgangrenowane do szczętu i najmądrzejby było, żeby je wyrżnięto do szczętu.
— Bo — kończył swój wykład, patrząc znacząco na Pohorecką — nikt obecnie nie jest pewien ani dnia ani godziny, kiedy jaki rekin go połknie... Najwięksi bogacze polują na małe płotki i te nie wiedzą nawet, że sieci zastawiono na nie... Nie wolno wierzyć nikomu i niczemu.
Marysieńka, początkowo tylko jednem uchem, słuchała wywodów Gwiżdża, zaprzątnięta własnemi myśla-