Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

mi. Ale, stopniowo, pesymistyczne słowa sekretarza, nie wiedząc czemu i na nią wywarły swój wpływ. Naraz, znów zwątpiła w Wazgirda. Czy jest z nią szczery, czy dotrzyma obietnicy i o wszystkiem wieczorem opowie, czy też nadal zechce ją łudzić? Co, właściwie, ma sądzić o rannej scenie i czy istotnie przyjęła jakąś pokojówkę za Klarę? A gdy Gwiżdż wymówił zdanie, że nie wolno ufać nikomu, w jej wyobraźni, zarysował się nagle, nieco zapomniany obraz, — otwartej książki, znalezionej wczoraj na nocnym stoliku.
— Panie Gwiżdż! — wyrzekła Marysieńka, patrząc mu prosto w oczy. — Wszystko to bardzo pięknie, co pan mi tu wykłada, ale czy nie zechciałby pan odpowiedzieć szczerze na jedno pytanie?
Sekretarz zmieszał się trochę.
— Na jakie pytanie? — zapytał.
Marysieńka nie spuszczała wzroku z twarzy Gwiżdża.
— Czy to pan, położył wczoraj u mnie w pokoju, otwartą książkę, z pewnem zakreślonem zdaniem?...
Gwiżdż pochylił głowę i wydawało się, że silny rumieniec zalewa jego policzki. Szybko począł zapalać fajkę.
— Nie! — bąknął nagle. — Nie mam zwyczaju wchodzić do sypialni samotnych kobiet!
— Pozostawmy samotne kobiety w spokoju! — zawołała. — A ja mam wrażenie, że to pan! Nikt przecież inny nie mógł przynieść tej książki! Ja napewno, nie zabrałam jej z dołu!
Oblicze Gwiżdża już zasłonił gęsty obłok tytuniowego dymu.
— Myli się pani! — zaprotestował z poza tej zasłony.
Tak jednak słabo zabrzmiał ten protest, a zażenowanie sekretarza było takie widoczne, że Marysieńka nalegała dalej:
Panie Gwiżdż! — Proszę mi wytłomaczyć, co to wszystko znaczy?
Chciał mnie pan ostrzec? Przed kim? Komu mam nie wierzyć?
Pyknął kilka razy z fajki, poczem, jakby po pewnem wahaniu, wyrzucił z siebie:
— Doprawdy, nie wiem, o co pani chodzi! Skoro powtarzam, że nie położyłem w jej pokoju książki, to czemuż mnie posądzać o myśli ukryte? Chyba tłomaczę się jasno. Lecz, twierdzi pani, że znalazła w tej powieści