Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/54

Ta strona została skorygowana.

Istotnie, obiad miał się ku końcowi. Marysieńka dojadała pośpiesznie deser, myśląc, ż ten dowód uprzejmości hrabiego, oznacza zapewne szczęśliwe zakończenie wszystkich interesów. Na dalszy plan zeszły nieokreślone przeczucia i ostrzeżenie, zawarte w otwartej książce i niedawna rozmowa z Gwiżdżem. Zresztą sekretarz zaprzeczał kategorycznie. Nagle przypomniała sobie o jego obecności.
— Panie Gwiżdż! — wymówiła, pragnąc wypełnić obowiązek grzeczności. — A może pan zechce mi towarzyszyć? W niczem mi to nie przeszkodzi a pogawędzimy sobie po drodze...
— Niestety! — potrząsnął przecząco głową. — Jestem zajęty! Mam pilną robotę dla hrabiego! — wskazał ręką w kierunku gabinetu.
Tylko na godzinkę...
— Stanowczo, nie...
Odmowa Gwiżdża była obojętna Marysieńce i nie nalegała dłużej. Powstając od stołu, wyciągnęła tylko doń rączkę, którą on ucałował i na chwilę zatrzymał w swej dłoni.
— Szczęśliwej przejażdżki! — rzekł. — Cóż, nie posądza mnie pani już obecnie, że to ja położyłem na jej stoliku w sypialni, tę książkę?...
— Przecież pan twierdzi...
— Oczywiście! — przerwał. Oczywiście! Ale jednocześnie zaznaczyłem, że w powieściach przeczytać można wiele ciekawych zdań...
Puścił jej rączkę i prędko wyszedł z jadalni. Zdziwiona popatrzyła za nim wślad.
— Hrabia ma rację — przebiegło w jej myślach — że z tego Gwiżdża to porządny oryginał! Co to wszystko ma znaczyć? Położył książkę, a obecnie się wypiera Będę musiała o tej całej historji też opowiedzieć Wazgirdowi!
Pobiegła na górę, do swego pokoju i poczęła się ubierać. Och, jak jej na sercu lekko! Hrabia, naprawdę jest przyjacielem i za parę godzin wyświetli dręczącą tajemnicę!
Niezadługo, Marysieńka, otuliwszy się w ciepłe futro, zajęła miejsce w oczekującym na nią przed pałacykiem samochodzie.