Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

Pierś hrabiego poruszyła się tak, jakby z niej spadł ciężar. Ale nie krępując się obecnością Marysieńki, począł kląć głośno.
— Do stu djabłów! — zawołał z pasją. — Wiecznie ta wiedźma ze sztyletem! Czyż nigdy z nią nie będzie końca?
Gwiżdż nagle wmieszał się do rozmowy.
— Może natychmiast zameldować o napadzie policji?
Gniew Wazgirda ostygł, widocznie.
— Nie! — odparł spokojniejszym głosem. — To nie miałoby celu! Są pewne względy, dla których nie należy wtajemniczać policji w całą sprawę. Prawda, pani Marysieńko?
Choć Marysieńce niezbyt zrozumiały wydawał się wstręt Wazgirda do władz bezpieczeństwa, nie śmiała zaprzeczyć, Opiekun musiał we wszystkiem lepiej orjentować się od niej. W milczeniu skinęła główką.
Przejdźmy do pokojów! — oświadczył hrabia. Pocóż marznąć na dworze! Zresztą, słuszny należy się pani odpoczynek!
Pohorecka nie myślała obecnie o wypoczynku. Skoro znalazła się wraz z Wazgirdem wewnątrz pałacyku. Gwiżdż poszedł do garażu, aby tam wstawić swój motocykl, odrazu przystąpiła do interesującego ją zagadnienia.
Panie hrabio! — rzekła — Opatrzność widocznie, czuwa nade mną bo po raz drugi uniknęłam groźnego niebezpieczeństwa! Zapomnijmy teraz o napadzie! Szczególnie, że łączy się on i z pozostałemi wypadkami. Ale, obiecał mi pan hrabia wyjaśnić dzisiaj wieczorem tajemnice, jakie oplatają moje życie! Skoro powrócił pan wcześniej, przypuszczam, że udało mu się zakończyć dotychczasowe dociekania?
Wazgird, który postępował przodem o parę kroków, dążąc do swego gabinetu, jakby zamierzał tam zniknąć, nagle przystanął i spojrzał na Marysieńkę niepewnie.
Tak... tak — bąknął — Udało mi się zakończyć..:
Więc kiedyż wszystkiego się dowiem? Zaraz?
Odwrócił wzrok i całą jego uwagę pochłonęła jakby wielka serwska waza, stojąca obok na stoliku.
Oczywiście, zaraz... — odrzekł powoli, nie podnosząc oczów i wodząc palcem po barwnych wzorach wazonu. — To jest; chciałem powiedzieć... za parę godzin.