Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

i powiedział wyraźnie: „dla hrabiego Wazgirda“. Z początku nie chciałem go nawet brać! Ale rzucił mi na kolana i zmięszał się z tłumem. Nie mam pojęcia, w jaki sposób tu odszukał pana hrabiego!
Wazgird spojrzał na kopertę. Widniało tam, w rzeczy samej jego nazwisko. Szybko ją rozdarł i czytał:
„O ile nie zwrócisz nam dobrowolnie dokumentów, spotka cię to samo, co i Dziurdziszewskiego. Nie żartujemy nigdy. Ostrzeżenie pierwsze i ostatnie. Masz dwadzieścia cztery godziny do namysłu.
Twarz Wazgirda postarzała nagle o lat dziesięć. Z oka wypadł monokl i bezsilnie zachybotał się na sznurku.
Wazgird stał kilka sekund, trzymając list w ręku i zapominając nawet zająć miejsce w samochodzie. Lecz naraz, jakby oprzytomniał.
— Oddać dobrowolnie? — mruknął. — Miljonów nie oddaje się bez walki! Ano, zobaczymy. Nie powiedziałem jeszcze swojego ostatniego słowa.

ROZDZIAŁ VII.
WYJAŚNIENIA WAZGIRDA.

Hrabia powróciwszy do pałacyku, tym razem nie uniknął Marysieńki. Widocznie powziął jakieś postanowienie i zależało mu samemu na jaknajszybszej z nią rozmowie.
Ponieważ Pohorecka bawiła w swym pokoju na górze, bezzwłocznie wysłał do niej Antoniego, prosząc, aby zechciała zejść doń, do gabinetu.
— Widzi pani! — zawołał, ujrzawszy ją. — Jaka sieć dokoła nas się zaciska!
Wazgird nie udawał, naprawdę był wzburzony. Nie wiadomo co poruszyło go bardziej do głębi, czy straszliwa śmierć pomocnika i ten okropny trup z wytrzeszczonemi z przerażenia oczami, czy też otrzymane niedawno ostrzeżenie.
— Zabito jakiegoś Dziurdziszewskiego? — wymówiła, przypominając sobie posłyszane nazwisko. — Czy to ma związek z naszą sprawą?
— Jakto, czy ma? Dziurdziszewski był moim zaufanym człowiekiem! Miał dostarczyć potrzebne papiery! Wiem, że je miał! Prawdopodobnie, dlatego go zamor-