Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/79

Ta strona została skorygowana.

— Poczciwy ten Gwiżdż! Martwi się o mnie nawet wtedy, gdy sam jest chory!
Wazgird pochylił głowę a po jego szczupłej, rasowej twarzy przebiegł jakiś skurcz. Przypominał on bardzo ironiczny śmiech, hamowany z całej siły. Ale Pohorecka nie dostrzegła tego grymasu.
Och, jakby zadrżało jej serce, gdyby go dostrzegła...
Bo Wazgird zaprosiwszy swego sekretarza na butelkę wina, do tego wina dosypał nie pozostawiającej po po sobie śladów trucizny...
Spokojny był, że Gwiżdż nie wyzdrowieje nigdy — i nie stanie z „ostrzeżeniami“ na jego drodze. Za kilka godzin najdalej, Gwiżdż już nie będzie należał do grona ludzi żywych...
W kilka godzin później, hrabia wraz z Marysieńką opuścili Warszawę.

ROZDZIAŁ VIII.
ZAGRANICĄ.

Hrabia, uciekając z Polski, przed swemi wrogami, zgóry, widocznie, obmyślił sobie miejscowość, w której nikt nie mógłby go odszukać. Bo, skierowawszy się do Francji, po jednodniowym zaledwie pobycie w Paryżu, podążył do małej miejscowości kuracyjnej, nad brzegiem morza, w pobliżu Nicei. Miejscowość ta, w której podczas sezonu, zamieszkiwali zwykle mniej zamożni kuracjusze, aby stamtąd czynić wycieczki nad „lazurowy brzeg Riviery“ i do kasyna w Monte Carlo, była obecnie, w zimowej porze, cicha i obumarła. Znajdował się tam wprawdzie dość luksusowy hotel „Terminus“, zaopatrzony we wszelkie nowoczesne wygody, ale większość numerów stała w nim niezajęta, a nieliczni lokatorzy, przeważnie starsi i schorowani ludzie, nie opuszczali swoich pokojów, rzadko kiedy schodząc do restauracyjnych „table l’hote’ów. To też, przez pierwsze dni pobytu, Marysieńka dość głupio się czuła w wielkiej jadalnej sali, pełnej pustych stolików o śnieżnobiałych obrusach, gdzie prócz niej i Wazgirda nikt nie spożywał posiłków, a za całe towarzystwo im służył nadzwyczaj ugrzeczniony kelner, wciąż nadbiegający z zapytaniem:
— Madame desire? Co pani rozkaże?
Natomiast Wazgird czuł się znakomicie. Sądził za-