Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/83

Ta strona została skorygowana.

Lecz, gdy przypadkowo wzrok mężczyzny padł na Pohorecką, trącił on bezceremonjalnie łokciem starszą damę, wskazując w kierunku Marysieńki i nagle cała ta trójka jęła im się przyglądać z zaciekawieniem, niby obserwując nieznane widowisko.
— Wzbogacone rzeźniki! — mruknął Wazgird ze złością. — Dorobi się to miljonów, ale na zawsze pozostanie chamem! Nikt ich nie nauczy dobrego wychowania! Jak nadal będą się tak na nas gapić, słowo daję, powiem im coś do słuchu!
Ale amerykańska trójka, aczkolwiek nie grzeszyła taktem, nie zdradzała również nieprzyjaznych zamiarów. W ich wzroku nie przebijała złośliwość, ani ironja, raczej słali spojrzenia pełnia sympatji. A mężczyzna widząc, że i Wazgird na niego spoziera podniósł do góry swój napełniony winem kieliszek, przepijając w jego stronę.
Hrabia w odpowiedzi lekko skinął głową.
— Taki już ich zwyczaj! — mruknął, nieco udobruchany. — Nudzą się i zawierają znajomości, z kim mogą! Chociaż... Zagranicą jest to powszechnie przyjęte! Przekona się pani, że i do nas wnet przyczepią...
Rzeczywiście, Wazgird przewidział tę możliwość. Bo, choć przez dalszy ciąg śniadania towarzystwo nie zaczepiało ich wprost, rzucając tylko od czasu do czasu w stronę Marysieńki uśmiechy, ledwie powstali od stołu, amerykanie podnieśli się prawie jednocześnie ze swych miejsc a mężczyzna zbliżył się ku nim.
— Good day! — rzekł — przeplatając język francuski angielskiemi zwrotami i poufale klepnąwszy Wazgirda po ramieniu, jakgdyby co najmniej od dzieciństwa się znali. — Dzień dobry! How are you? Jak się państwu powadzi?
Poczem pochwycił za rękę Pohorecką i potrząsnął nią mocno. A gdy stali w milczeniu, nieco oszołomieni tak obcesowem powitaniem, jął dalej przemawiać.
— Jestem Hopkins... I. E. Hopkins z Bufallo. — Może państwo słyszeli? Największe fabryki smalcu...
Wazgird uśmiechnął się lekko.
— Niestety, nie słyszeliśmy! — odparł również po francusku. — Ale tem nie mniej miło mi uścisnąć pańską