Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

— Droga Mary. Jesteśmy wyjątkowo szczere. Gdy pragniemy z kimś się zaprzyjaźnić, a sądzę, że właśnie przyjacielski stosunek nas złączy, wypytujemy się o różne szczegóły z jego życia...
Nie gniewaj się na mnie, a powiedz otwarcie... Czy czujesz się szczęśliwa w życiu?
Marysieńka drgnęła. Zapytanie było więcej, niż niedyskretne, lecz czyżby Amerykanie domyślali się czego?
— Czemu nie miałabym być szczęśliwa?
— Chwilami, wydajasz się zamyślona i smutna... Chwilami, wyglądasz tak, jakgdyby cię gnębiły poważne troski...
— Jestem tylko poważna z natury — odrzekła, czerwieniąc się lekko. — Nie gnębią mnie żadne troski.
Lecz Maud nalegała!
— A mnie się wydaje, inaczej! Może przykrości z opiekunem, to jest chciałam powiedzieć, stryjem? Bo jakiś dość sztywny jest wasz stosunek!
— Mało serdeczny! — Skąpy pewnie, bo nie posiadasz ani drogich sukienek, ani nie nosisz kosztownej biżuterji! — wzrok Maud pobiegł w kierunku wspaniałego brylantu, jaki zdobił jej palec.
Pohorecka mimowolnie dała się wciągnąć w rozmowę, choć początkowo było jej zamiarem, prędko pozbyć się Amerykanki.
— Przybyliśmy tu — oświadczyła kłamiąc z konieczności — nie dla zabawy, a dla wypoczynku. Nie zabrałam ze sobą strojów, gdyż tu niema nawet dla kogo być szykowną! A co się tyczy klejnotów, to nie przepadam za błyskotkami...
A twój stryj jest zamożnym człowiekiem? Słowa te niemile uderzyły Marysieńkę. Odparła wyjątkowo ozięble.
— Sądzę, że w Polsce uchodzi za zamożnego człowieka! Zresztą, my nie mamy zwyczaju, badać zawartości niczyjej kieszeni!
Wzrok Maud, pozornie dobroduszny, cały czas świdrował Pohorecką, niby zamierzał zbadać ją do dna. Posłyszawszy jednak odpowiedź, pojęła, widocznie, że przeholowała, bo wybuchnęła głośnym śmiechem, pragnąc nim zatrzeć niemiłe wrażenie.
— Ha — ha... ha... — jęła wyrzucać z siebie. — Znów się obraziłaś? Ho... ha — ha... Wy, europejki, jesteście strasznie drażliwe! Naprawdę, nie było o co! Bo,