my Amerykanie, wtajemniczamy się zawsze w interesy naszych małżonków i opiekunów...
Marysieńka powzięła podejrzenie, że Amerykanka chce od niej wyłudzić jakąś tajemnicę. Udzielała przeto swej znajomej lakonicznych odpowiedzi. Amerykanka, widząc, że źle trafiła, wkrótce opuściła jej pokój.
Ale zaraz po jej wyjściu znów rozległo się u drzwi pukanie, a z za nich zabrzmiał głos Wazgirda.
— To ja! Wróciłem! Pragnąłbym rozmówić się z panią!
Hrabia był przygnębiony i zmieniony. Lecz Marysieńka, podniecona jeszcze rozmową z Amerykanką, nie zdążyła tego zauważyć.
— Niech pan sobie wyobrazi — jęła opowiadać — jacy dziwni są ci jankesi! Tacy dziwni, że aż zaczyna to wydawać się podejrzane.
— Cóż się stało? — zapytał zaintrygowany.
— Przyczepili się dzisiaj tak do mnie, że ledwie zdołałam się ich pozbyć! Ale, nie o to chodzi. Już w czasie śniadania pani Carlson razem z panem Hopkinsem rozpoczęli coś w rodzaju indagacji... A skąd jestem, a co robię... Było to jeszcze pół biedy, bo choć pytali niedyskretnie, ale względnie przyzwoicie. Potem dopiero Maud...
— Maud?
— Ta żona Hopkinsa, udając, że zapalała do mnie ogromną przyjaźnią, przyszła do mojego numeru i jak sędzia śledczy jęła badać. Czemu jestem czasami zamyślona i smutna, jaki mnie łączy z panem stosunek...
Wazgird zdumiewał się coraz więcej.
— Co pani mówi?
— Bo za mało, jako siostrzenica i stryj, okazujemy sobie serdeczności, wreszcie czy pan jest bogaty i czy nie powierzył mi przechowanie pieniędzy i papierów, jak to u nich, podobno, jest w zwyczaju...
— Dopytywała się o dokumenty?
— Tak! I właśnie, ten rodzaj indagacji wzbudził moją nieufność!
Wazgird począł chodzić po pokoju wielkiemi krokami.
— Wypytywała się — mówił sam do siebie, jakby zastanawiając się nad czemś — chciała się dowiedzieć kim jesteśmy, gdzie przechowujemy pieniądze i papiery... Czyżby... Czyżby...
Nagle przystanął.
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/89
Ta strona została skorygowana.