ich tam ujrzy? Jak się zachowa? A może jej wcale nie wpuszczą?
Lecz niechaj się dzieje, co chce!...
Jednym susem Marysieńka znalazła się na schodach. Podniecenie jej było tak wielkie, iż nie zauważyła nawet, że wbiegając na nie, otarła się o jakąś wysoką, czarno ubraną kobietę, której twarz zasłaniał welon.
Czarno ubrana kobieta! O, czemuż Marysieńka nie przyjrzała się jej bacznie.
Lecz cóż ją teraz obchodziły osoby, napotkane po drodze. Sama, nie wiedząc kiedy, wpadła na drugie piętro.... Wszystko się zgadza? Tak, mieszkanie Nr. 14...
Szybko nacisnęło dzwonek.
Ostry odgłos rozległ się wewnątrz mieszkania. Tak ostry, że Marysieńka aż drgnęła.
Ale... Przeszła jedna, druga sekunda.. Wreszcie pół minuty, a po drugiej stronie drzwi panowała martwa cisza.
Zniecierpliwiona Marysieńka jeszcze energiczniej nacisnęła dzwonek. Po tem, raz drugi i trzeci.
I znów ta sama cisza...
Więc nikt się nei odzywa, nie wpuszczą jej, udają, że nikogo w domu niema, przeczuwając niebezpieczeństwo.
Gniew, złączony z zazdrością targnął duszą Marysieńki. Nie, ona nie ustąpi, jeśli zdecydowała się tu przyjść, zbada sprawę do końca. Narobi takiego hałasu, iż tamci zmuszeni będą otworzyć.
Z wielką pasją pochwyciła za klamkę, zamierzając potrząsnąć drzwiami z całej mocy. Ale zbytecznym stał się ten wysiłek. Ledwie dotknęła klamki, drzwi rozwarły się same. Nie były zamknięte od wewnątrz...
Cóż to miało oznaczać?
Teraz miała wolne wejście do mieszkanka. Ostrożnie zerknęła do środka. Typowe jednopokojowe mieszkanko z korytarzykiem i kuchenką.
Śmiało postąpiła naprzód kilka kroków i pchnęła te drugie drzwi tajemnicze.
Nie omyliły jej przewidywania! Ukazał się oświetlony pokój. Rozejrzała się ze zdziwieniem.
Pokój był pusty...
Cóż to miało oznaczać. Opuściła go czuła parka, za-
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.