Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

wybadać, wszystko spełzło na niczem. Odpowiadała półsłówkami a później jakby połapawszy się, że ją sonduję, poczęła mi prawić inpertynencje...
— Niemożebne! — mruknął ze złością mężczyzna. — A nam ją opisywano, jako naiwną istotkę... Hm... Nie do wiedziałaś się nawet, kto przechowuje papiery... Ona, czy też tamten...
Maud potrząsnęła głową.
— Poczęłam nawet, niby przez figle, ostukiwać walizki, aby wyczytać coś z jej twarzy... Nic... Odrzekła mi ze zniecierpliwieniem, że u nich w Polsce niema zwyczaju dopytywania się o zawartość walizek... Ledwie obróciłam całą historję w żart, aby jej nie zrazić i nie zepsuć dobrych stosunków.
Pani Carlson poruszyła z pasją wargami i wydawało się, że tłumi jakieś przekleństwo. Hopkins tymczasem zmarszczywszy czoło zastanawiał się nad czemś poważnie.
— Jeśli nie udało się po dobroci — wymówił nieco ochrypłym głosem. — Będziemy musieli postąpić inaczej. Bo tamci napierają i chcą, abyśmy skończyli z niemi jaknajprędzej.
— Oczywiście! — potwierdziła Maud.
— A znacie mnie chyba, że żartować nie lubię i przed byle czem się nie cofnę.
Zły śmiech pani Carlson zawtórował pogróżce mężczyzny.
— Wobec tego — prawił — dalej Hopknis — dobrze się stało, Maud, że umiałaś zachować pozory! Zgotujemy mister Schultzowi, kapitaliście ze Lwowa i jego siostrzenicy taką niespodziankę, że wystarczy im ona na zawsze.
Cała trójka wybuchnęła teraz niemiłym, przytłumionym chichotem.
— Mister Schultzowi i jego siostrzenicy? — wyrzekła raptownie pani Carlson, zwracając się do Hopkinsa. — Czemu nie powiesz zwyczajnie... hrabiemu Wazgirdowi oraz pani Marysieńce Pohoreckiej z Warszawy.

ROZDZIAŁ X.
OŚWIADCZYNY WAZGIRDA.

Aczkolwiek nie podejrzewał Wazgird, jak groźne zawisło niebezpieczeństwo nad jego głową oraz Marysieńki,