Jeśli Marysieńka nie zdążyła jeszcze ochłonąć z poprzedniego wstrząsu, wywołanego wiadomością o pojawieniu się w pobliżu hotelu siwowłosej wiedźmy, to niespodziewane oświadczyny Wazgirda przyprawiły ją o ostateczne oszołomienie.
Uniosła się z otomany.
— Pan hrabia... pragnie.., mnie,,, poślubić? — ledwie wymówiła, nie wierząc uszom własnym. — Cóż skłania pana do podobnego kroku?
Wazgird rozumiał dobrze, że musi swą „ofertę“ należycie upozorować.
— Jest pani kompletnie opuszczona i sama na świecie! — wymówił melancholijnym tonem. — Prócz mnie, niema pani żadnego opiekuna, a ja czuję, że lada dzień, z ręki tych skrytobójców zginę! Nie posiadam spadkobierczyni! A pragnąłbym, żeby po mojej śmierci znalazła się pani w możności nietylko pomszczeńia jej, ale i doprowadzenia walki z tą djabelską bandą do pomyślnego końca. Na to są potrzebne pieniądze. Oto, cel moich oświadczyn. Rozumiem, że w sensie normalnym, nie możemy być mężem i żoną, ale w ten sposób pragnę przekazać pani swój majątek.
— Ależ, panie hrabio...
Przekonywał dalej!
— Sama powinna pani zrozumieć, że jest to jedynie możliwa forma zabezpieczenia pani...
— Ależ, panie hrabio! — odrzekła, ledwie ochłonąwszy ze zdumienia — po śmierci Tadeusza, nie mam zamiaru wychodzić powtórnie zamąż.
Bruzda zasępiła czoło Wazgirda.
— Zupełnie się zgadzam — wymówił — jeśli chodzi o prawdziwe małżeństwo. Lecz, takie, jak nasze? Tylko troska o dobro pani kieruje moim postępkiem! Inaczej...
Wymierzył celnie. Choć Marysieńce ani przez myśl nigdy nie przeszło powtórne zamążpójście, a niespodziewane oświadczyny przyprawiły ją o osłupienie, rozumiała, że jeśli odmówi wręcz, urazi hrabiego. Był obecnie jedynym jej opiekunem, śród obcych ludzi i niebezpieczeństw w jakich się znaleźli. Należało sprawę przewlec, udzielić nieokreślonej odpowiedzi.
— Tak niespodziewanie na mnie to spada! — oświadczyła. — Wdzięczna jestem panu za zaszczyt, jaki
Strona:PL Stanisław Antoni Wotowski - Wiedźma.djvu/93
Ta strona została skorygowana.