Odsłania w ogólnym zarysie.
Do książęcego zamku, który,
Na barkach nowogrodzkiej góry
Od miesięcznego brał pozłotę blasku”,—
dnia i roku bliżej w poemacie nie określonych, nocą, kiedy „miasto już spało, a w zamku ognie zgasły“ przyjechali jacyś pancerni ludzie. Na ich przodzie znajdował się „mąż w zupełnej zbroicy, jaką zwykł Niemiec przywdziewać na boje“, a że „krzyż miał czarny na piersiach',:
„Trąbkę na plecach, kopią u toku,
„Różaniec w pasie i szablę u boku”, —
przeto go z tych znaków odrazu poznali strażnicy, którzy się zbiegli na tętent jego konia“.
I poznawszy, zaczynają wypowiadać uczucia swoje, jakich na widok jego doznali.
Uczucia, będące uczuciami całej ówczesnej Litwy.
Trudno zaiste o lepsze scharakteryzowanie tych uczuć, jak w tych wyszeptanych przez jednego do drugiego ze straży słowach:
„O gdyby nie był nikt tu więcej z warty,
Zarazby w bagnie skąpał się ten plucha,
Aż pod most pięścią zgiąłbym łeb zadarty”, —
trudno, bo malują one tak dosadnie, jak rzadko które, nienawiść pospólstwa litewskiego do tych, którzy, gdy się na Litwie ukazali, byli zawsze zwiastunami nieszczęścia, którzy na niej w sercach wszystkich wyryli od wieków krwawy ślad. Więc gdy poeta do tych słów wyjętych z ust, dodaje od siebie:
„Tak oni mówią; on niby nie słucha,
Lecz musiał słuchać, bo się bardzo zdumiał,
A chociaż Niemiec, głos ludzki zrozumiał“,
tymi wyrazami ostatnimi przekonywa nas, że ta nienawiść do nich była tam tak głęboką, iż graniczyła aż z pogardą.
Ale pospólstwo nigdzie, a tem mniej na Litwie ówczesnej, nie było i nie będzie nigdzie zapewne,