mity, wyciągającego z gorącego popiołu kasztany dla niego, ale za nic więcej. Gdyby czuł inaczej niż Rymwid, czyż nie obalał by jego twierdzeń, czyż nie usiłowałby łagodzić zapatrywań? On przecież ani jednego ani drugiego nie czyni, i jeżeli co mi ukazuje, to przy takiem samem ocenianiu przypadkowego sprzymierzeńca, krótkowzroczność swą, nie zdolną odgadnąć, czem ten sprzymierzeniec przy danej sposobności stać się Litwie może.
Krótkowzroczność zadziwiającą jak u panującego.
Bo zazdrości on Witoldowi wszystkiego, i tego, „że świętą Litwę sam jeden zalega“, i tego że ją całą „na koniu wiecznie trzyma jego buta“ i jego gmachów co są „na Wilnie i Trockiem jeziorze“ i bogactw nagromadzonych w jego pałacach.
Ale przedewszystkiem zazdrości mu jego sławy.
„Ale i sławą wszystkim ponad głowę,
Witold podleciał. Witold wszystkich gasi,
Jego jak gdyby drugiego Mindowe,
Na ustach wielbią wajdeloci nasi;
Jego na strunach i na wieszczym rymie,
Do potomnego wysyłają blasku,
Nasze śród gminu, kto wypatrzy imię,
Kto podjąć raczy z niepamięci piasku”.
Nie sympatja więc ku Niemcom kojarzy jego z nimi związek, ale zawiść ku współzawodnikowi, pożądliwość władzy, sławy, bogactw. I ta pożądliwość głuszy w nim rozum, każe mu zapomnieć o tem, że jeżeli Witold jest potężny i bogaty, to Krzyżacy, za którymi stoi cały zachodni, bałamucony przez nich świat, bogatsi są o wiele i potężniejsi nawet od Witolda, że jeżeli on „sławą innych gasi“, to ich rozboje na Polsce i Litwie, o wiele sławniejszymi ich, w owych smutnych czasach, gdy sławę warunkowano ilością krwi przelanej, uczyniły.
I jego złe instynkty, jego zaćmiony namiętnością rozum, tłumią świadomość ich grozy dla kraju, jaką ma to pospólstwo uosobione w tym strażniku przy baszcie Nowogrodzkiej, jaką ma ten jego stary doradca Rymwid, uosabiający owoczesne przodujące na Litwie sfery.