zaufał, że ten książę pogodziwszy się tajemnie z Jagiełłą nie tylko z Prus uszedł, ale po drodze, wchodząc do zamków niemieckich jak przyjaciel, palił je i załogi wycinał. W tak niepomyślnej zmianie okoliczności, należało wojnę zaniechać, albo bardzo ostrożnie przedsiębrać. Wielki Mistrz ogłasza krucjatę, wysypuje skarby Zakonu na przygotowania, ciągnie do Litwy. Mógłby Wilno zdobyć, gdyby czasu na ucztach i oczekiwaniach posiłków nie zmarnował. Nadeszła jesień, Wallenrod zostawiwszy obóz bez żywności, w największym bezładzie uchodzi do Prus. Wszystkie tu wymienione sprzeczności w charakterze i postępowaniu naszego bohatera dają się pogodzić, jeśli przypuścimy, że był Litwinem i wszedł do Zakonu, aby się na nim zemścił“.
Więc Wallenrod u Mickiewicza jest Litwinem, i jako Litwin tłomaczem rzeczywistych uczuć swojego narodu ku Niemcom.
Tłomaczem pod dwoma postaciami: młodego chłopca Alfa i dojrzałego mężczyzny Wielkiego Mistrza.
Jakimż dźwiękiem odzywają się te uczucia w nich obu?
Poemat poprzedza wspaniały wstęp:
„Sto lat mijało, jak Zakon Krzyżowy,
We krwi pogaństwa północnego brodził,
Już Prusak szyję uchylił w okowy,
Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził;
Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy,
Więził, mordował aż do granic Litwy”.
Więził, mordował... Tak samo jak w Grażynie, gdy na „resztę naszą rozdzierał gardziele“, gdy jak „gad“ nie dawał się ugłaskać, „ni gościną, ni prośbą, ni dary“. I choć zasadził krzyż nad Niemnem, nie z Chrystusowemi słowami miłości na ustach szedł ku poganom, ale z różańcem w ręku i nabitą do mordowania ich strzelbą.
„Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec,
Nabija strzelbę i liczy różaniec“.