Strona:PL Stanisław Bełza - Niemcy u Mickiewicza.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy zatem urągają tak zuchwale Bogu, nie zasługują na to, ażeby się z nimi liczył ten świat.
Więc się też Wallenrod z nimi nie liczy.
Zaprzysiągł im zgubę i dąży do tej zguby. Wciąga w wir wielkiej wojny i gubi w tej wojnie.

„Konrad wszystkich zgubił,
On, co z oręża takiej nabył chwały,
On, co się dawniej roztropnością chlubił,
W ostatniej wojnie, lękliwy, niedbały.
Witolda chytrych sideł nie dostrzegał,
A oszukany, chęcią zemsty ślepy,
Zagnawszy wojsko na litewskie stepy,
Wilno tak długo, tak gnuśnie oblegał”.

I dopiero gdy Niemców zgubił, zrzuca z siebie maskę, odkryty, odkrywa się przed czytelnikiem. Wypowiada to co czuje, co na urzędzie Mistrza pokrywać musiał niedomówieniami, uśmiechem.
Wypowiada i to zarazem, jak w Grażynie Rymwid, co czuła dusza litewska, co czuć musi dusza wszystkich, którym każą się przyoblec w inną, nie swoją duszę. Rozkosz zemsty.

„O, na miłość Boga,
O nic nie pytaj; słuchaj moja droga,
Słuchaj i pilnie zważaj każde słowo.
Oni zginęli, — widzisz te pożary?
Widzisz? to Litwa w kraju Niemców broi;
Przez lat sto Zakon ran swych nie wygoi.
Trafiłem w serce stugłowej poczwary;
Strawione skarby, źródła ich potęgi.
Zgorzały miasta, morze krwi wyciekło.
Jam to uczynił, dopełnił przysięgi.
Straszniejszej zemsty nie wymyśli piekło”.

A gdy Krzyżacy przychodzą, by wziąć jego głowę, uzupełnia te słowa innemi:

„Patrzcie na tyle zgubionych tysięcy,
Na miasta w gruzach, w płomieniach dzierżawy.
Słyszycie, wicher pędzi chmury śniegów,
Tam marzną waszych ostatki szeregów.
Słyszycie, wyją głodnych psów gromady,
One się gryzą o szczątki biesiady.
Ja to sprawiłem“.


∗             ∗