jest w naszem życiu czynnikiem izolacyi kulturalnej, dziejowej, społecznej: pozwala on nam wegetować w świecie, który cały nawskróś jest dziełem pracy i twórczości, tak, jak gdyby był to powstający samoistnie substrat rodzinnego odżywiania. Twór ucisku zaborców i własnej słabości, izolowania, pozahistoryczna, pozaspołeczna polska rodzina — to socyologiczne podłoże Polski zdziecinniałej styka się tu w swoich instynktach i potrzebach z kościołem, pomniejszając go do swych mikroskopijnych, jednogodzinnych rozmiarów i tworzy swój własny uśmiechnięty polski jezuityzm czapki i papki: najpłytszą chyba i dla tego najfałszywszą ze wszystkich formacyi kulturalnych, stwarzanych przez produkujący jezuityzm, jak swą specyficzną toksynę, katolicyzm porenesansowy, katolicyzm wykrystalizowany i ustalony od czasu soboru Trydenckiego[1]. Żyjąc, jako nie biorące udziału w twórczej
- ↑ Nie piszę traktatu teologicznego, nie mam więc powodu właściwie zastrzegać się, że krytyka katolicyzmu nie ma u mnie żadnego wyznaniowego charakteru, nie jest dokonywana z punktu widzenia ani protestantyzmu, ani żadnej innej odmiany chrześcijaństwa, ani wolnej myśli wreszcie: jeżeli już mam mówić o swoich subjektywnych odczuciach, to wycinam, że ze wszystkich tych teologii — katolicka wydaje mi się najszczersza i najgłębszą. Katolicyzm przynajmniej twierdzi, że jest rozdawcą łaski, ponieważ reprezentuje tradycyę ludzkości — inne postaci teologii, które są tak samo wynikiem prób zorganizowania myśli na niezależnych od produkcyi podstawach, na osobistym stosunku do biblii, osobistym stosunku do nauki (czyli sumy myślowych zdobyczy ludzkości, mających znaczenie jedynie jako narzędzie i oręż ludzkiej wytwórczości), — „ustalającej się na powierzchni wytwarzanych przez naukę i postęp dóbr solidarności“ — są nie bardziej szczere, lecz mniej głębokie. Katolicyzm jest jedyną próbą historycznego światopoglądu, ucieleśniającego się w instytucyach i faktach