czeństwo, jak i wymarzone istoty, o których mówi nam religia i sztuka, są już stwardnieniami, krystalizacyami, wytworami — a ściślej, pewnemi stałemi metodami, typami ujmowania i wartościowania tego stwarzającego wszystkie ujęcia, treść chwytaną i formę, co chwyta — potoku. Więc tu niema jeszcze ojczyzny, niema proletaryatu, niema sztuki, niema zasadniczej różnicy między rzeczywistością przeżyć kamieniarza i przeżyć poety. I te i tamte są. Przeminąwszy, zostawiają ślad w życiu naszem, zabarwiają nurt, którym popłyną wszystkie inne. Nie wywabi się już z życia, nie wyrwie z samego jego przęsła, zarówno marzenia bezsennej nocy, jak i nałogu, pozostawionego przez twardy, monotonny mus pracy.
Jesteśmy więc znowu u starego, solipsystycznego punktu wyjścia? Bynajmniej nie jałowszego, niż te teoryo-poznawcze igraszki, Idzie tu nie o zaprzeczanie rzeczywistości, lecz o analizowanie jej natury. Nikt poważnie myślący nie przywiązuje żadnego znaczenia do prób dedukowania rzeczywistości z myśli. Przeciwnie, sama myśl, samo poznawanie, zwłaszcza w swoich analitycznych, logicznych formach jest późnym i powierzchownym produktem procesu życiowego, idzie o co innego. Idzie o zburzenie pojęć o pozażyciowym, gotowym bycie.
Złudzenie takiego bytu tworzone jest i utrzymywane w znacznej bardzo mierze przez słowo, przez przekonanie, że odpowiada mu coś niezależnie, na zewnątrz — obiektywnie istniejącego.
Słowo jest organem koordynacyi procesów życiowych, przeżywali różnych jednostek: jest ich wytworem społecznym. Rzeczywiste jego korzenie tkwią w tych procesach życiowych, w tych wstrząśnieniach
Strona:PL Stanisław Brzozowski - Legenda Młodej Polski.djvu/120
Ta strona została skorygowana.