Strona:PL Stanisław Brzozowski - Legenda Młodej Polski.djvu/183

Ta strona została przepisana.

nie jej, ona to wtedy przynajmniej — w tej godzinie — odnajdzie w nas coś rzeczywistego, coś, co było w nas samych nieznanem nam — a tak samo rzeczy wistem, jak u mitycznych pierwszych ludzi, życiem. Tak i wtedy jasnem się staje, że oto coś całkiem samotnego, głębokiego, dzikiego i spokrewnionego z ostrem niepodobieństwem prawdy — było i w nas, którzy strawiliśmy życie wśród tego lub innego rodzaju nie fałszów już nawet — ale zabawek, zabawek dla starych i raz na zawsze nie naiwnych dzieci, — pasyansów i innych gier, które pozwalają nie zstąpić w tę dziedzinę, gdzie styka się bardzo bezpośrednio to coś, co jest nami, z tem, co raz na zawsze i nigdy nami nie jest i nie będzie, ale pomimo to właśnie tak bardzo jest, jest, chociaż wszystko, co my powiemy: — materya, energia, Bóg, eter, nieskończoność, jest zawsze tylko z nas i poza nas nie prowadzi. Różne formy antropomorfizmu.
Nie uda się nam niewątpliwie wyczerpać wszystkich tych „metamorfoz“, jakim ulegać może w tej oto epoce, i to u nas, nasze własne usiłujące zgłębić siebie, albo wprost przeciwnie oddalić się od siebie, nigdy siebie nie napotkać, życie. Fenomenologia nasza nie może być zupełna, wiemy, że zawsze się znajduje jakaś nowa; trudna do przewidzenia lub przewidziana, lecz nie chcąca tego widzieć serya masek. Ileż to z tych mających dopiero nastąpić, narodzić się w Polsce objawień, pogłębień duszy nowoczesnej — wala się tu na zachodzie w kontramarkarniach kultury: domina i maski, których nikt już nie wynajmie. (Rakaka — jak powiada pani Bahrewiczowa, przeczytawszy artykuł p. Nalepińskiego; po lekturze prac p. Bełcikowskiego nawet pani Bahrewiczowa nic nie mówi).