która ginie jak kwiat pod kopytem konia.[1] Siebie tylko mająca psychika czuje się winną za wszystko, za cały splot życia, w którem bierze udział: winną aż do całkowitego zaniku, wytrawienia poczucia prawa. Przywiązane do swojego życia ja nazbyt łatwo uznaje tu swe wilcze kły i jednocześnie przywiązanie to jest rzeczą świętą. Gdzie granica? Wyspiański przecinał węzeł aktem heroicznej samowoli: przyjmował grzech czynu. U Żeromskiego niema tej decyzyi. Nie wierzy on w bezgrzeszne poświęcenie i nie może przyjąć twardej filozofii Skałki, Bolesława. Potrzebnyby mu był czyn, nie gwałcący niczego w duszy. Zwieść usiłuje sam siebie Żeromski, że poprzestałby na samem powodzeniu. Jest to hypnoza, która pryska. Właściwie Popioły przesądzają tu sprawę. Czyn dla Żeromskiego jest psychiczną niemożliwością; na tem zasadza się jego stosunek do zżycia. Lack w swoich refleksyach z powodu Popiołów spostrzegł tę właściwość. Czyn u Żeromskiego nie wrasta w świat zrodzonych przez wolę następstw; nie, opada on z powrotem jako nieprawdopodobne zerwanie ciągłości w wzruszającą się, czującą psychikę i skutek realny, własna logika czynu ginie wtem wrażeniu, w tym oddźwięku grozy i zdumienia. Lack
- ↑ Stosunek namiętności, lubieżnego przywiązania do życia zastanawiał niejednokrotnie i Wyspiańskiego: „trzeba ci takich jak my beztroskich“, i „prawie boskich“ mówi Parys do ojca w Akropolis. „Dośrodkowa“ karamazowska siła jest tem dnem psychicznem, z którego wyrasta wola. U Żeromskiego to kwitnące dno duszy spala się wstydem, że wola zeń nie powstaje, nie usprawiedliwia go, a jednocześnie każda chwila opiera się całą mocą własnego czaru rozszczepieniu, jakie wola wnosi z sobą.