Strona:PL Stanisław Brzozowski - Legenda Młodej Polski.djvu/530

Ta strona została przepisana.

Ona bezsilna dźwiga we własnem mniemaniu ciężar życia.
To wzmaga jej zaufanie do siebie. Teraz może przyjąć samą siebie: zatapiać się w kontemplacyi własnej subtelności.
Tak estetycznie spotęgowana i rozwinięta roić zaczyna szersze sny. W kontemplacyi niczego nie trzeba się wyrzekać, można przyjąć całą treść swą, jaką jest ona. Zdaje się ona być zdolna do nieskończonego promieniowania i powstaje sen historyozoficzny o życiu, które byłoby takiem wolnem od przymusu promieniowaniem duszy; i wreszcie rodzi się jakaś metafizyka falowania psychicznego; świat przeobraził się w jakąś wielką przypadkowość psychiczną, w pewien rodzaj muzykalnego antropomorfizmu.
Ja, którego zanik widzieliśmy, jest tu już niepotrzebne: świat i życie jest falowaniem psychicznych, nie powtarzających się cudów. Sztuka stwarza nad tem morzem jakby niebo. Fale duszy odbijają się w eterze sztuki i te odbicia znów odbijają się w falach.
Na różnych przekrojach spotkamy różne ugrupowania tych momentów; treścią ich jest zawsze to jedno — hypnoza bezsiły i zguby. Poczucie zatracenia roztacza naokoło siebie własną atmosferę, grupuje naokoło siebie władze duszy i przeistacza się wreszcie w pewien rodzaj wystarczającej sobie, estetycznej metafizyki.
Własne duchowe zagadnienia — stają się w tej perspektywie jednym z momentów tej bezosobistej kontemplacyi; i gdy zagadnienie życia przyciśnie do muru poetę, zwolna, niedostrzegalnie stanie się ta własna jego tragedya tylko fenomenem; ponad cierpiącem, szamocącem się, tragicznem ja wyrośnie inne,