Strona:PL Stanisław Brzozowski - Legenda Młodej Polski.djvu/531

Ta strona została przepisana.

sztuczne i sam poeta zginie gdzieś wobec siebie. Wygląda to tak, jakby ktoś tonący widział w lustrze co dzieje się z nim i sam siebie uważał za odbicie lub za przywidzenie: tamten z lustra powinien tu coś poradzić.
I tak stoi dziś tragedya Żeromskiego.
Nie stać nas nawet na to, byśmy ja o sobie mogli mówić. Jesteśmy czemś, z czem dzieje się coś strasznego.
Z czemś się to dzieje, a więc nie z nami i sama zguba zamienia się tu w wyzwolenie.
Świat zagadnień — ale bez woli, która je stawia, stanowisk, ale bez osoby, która je zajmuje.
I cały ten straszliwy stan rzeczy nie staje się ostatecznie tragizmem, gdyż zawisa w próżni, jak gdyby skarga płynąca powietrzem i zasłuchująca się we własnem swem echu. Sorel pisał, że założeniem epopei jest przeświadczenie, iż opiewane w niej czyny powrócić mogą każdej chwili: naród stwierdza tu swoją tożsamość w sławie. Ale założeniem tej twórczości jest klęska, jej niepowstrzymany, rozwijający się fatalizm. Słowo, które wypływa z piersi, gdy wróci znowu do serca, nie zastanie już tej samej duszy. Dusza, która mówi i słucha, ginie, rozkłada się własny jej żal nad sobą, własne rozkochanie w sobie zawisają nad groźną otchłanią. Wszystko tu ginie, staje się bezprzyszłościową przeszłością. Ja moje dzisiejsze, to nie zawiązek jutra, to coś, co tylko się zdaje, gdyż za chwilę stanie się cząstką nie powracającej przeszłości, a sama przeszłość ta trzyma się tylko na takiej chwilli, która tem tylko jest: złudzeniem, na którem trzyma się złudzenie. Ten człowiek, który dziś opowiada nam i samemu sobie o swoich i naszych strasznych lo-