nad życiem, aby nagle nabrały znaczenia objektywnego stany dotychczas subjektywne, romantyk, człowiek naszej kultury, musi apelować do czegoś, co wywoła przewrót, co przerwie wieczną imanentną tkaninę życia, roztworzy nowe a capite.
Meredith myśli bez tego a cap. Sam zawikłany styl jego jest wynikiem dążenia, by uniknąć takiego teroryzmu, by nigdzie nie narzucać swej subjektywnej dowolności. W tym pięknym umyśle wszystko jest wynikiem jednego i tego samego prawa: jest to istotnie organizm duchowy, w którym panuje własna harmonia. Dlatego tak przykro widzieć, że może to być tak całkiem niezrozumiane.
Starać się, aby ani jeden dzień nie przechodził bez wzniesienia się myślą do zasadniczych celów i zadań. Nazbyt już wielką władzę ma nademną zasada »wyrównania«, nazbyt łatwo niweluje mnie powszedniość t. j. miejsce przecięcia wszelkich punktów widzenia — punkt ich neutralizacyi absolutnej.
Pierwsze wrażenie pierwszych kilkunastu stronic Bradley’a[1] raczej odstręczające. Koncept o kochance ma w swym stylu coś, co nie wróży dobrze. Ale to na-
- ↑ Notatka ta odnosi się do książki myśliciela angielskiego Francis Herberta Bradleya p. t. Appearence and Reality, którą autor w grudniu 1910 studyował.