nych. Myślę, że może wyzwoliłoby mnie raz na zawsze jasne wypowiedzenie tego wszystkiego, ale nie czuję się teraz do niczego zdolnym. Żadna książka nie daje mi uczucia asymilacyi natychmiastowej, przyrastania myśli i duszy. Właściwie oprócz Sorela, tylko o Meredicie, Blake’u i Bergsonie, mogę twierdzić z bezwzględną pewnością, że fenomen miał miejsce. Z dni młodzieńczych, pamiętam dni z Buckl’em, Michajłowskim, Haecklem. Potem silnie zaciężyła na mnie książka Bierdajewa o Michajłowskim „Проблемы идеализма“. Zapoczątkowały one fazę intensywnego wżycia się w idealizm niemiecki. Pamiętam taką chwilę z Schellingiem Kuno-Fischera w kawiarni Udziałowej, podczas oczekiwania na posłańca ulicznego z zaliczką z redakcyi, czy księgarni, gdy literalnie, może jak nigdy przedtem, ani potem, doznałem wrażenia wyjścia z ciała, z siebie. Pamiętam także pewną godzinę jazdy z Otwocka do Warszawy. Godzinę, która raz na zawsze wyzwoliła mnie od naturalizmu. Potem do Sorela nie miałem już tak silnych przeżyć. Musiałbym skontrolować, w jakiś sposób, wrażenia przy czytaniu 4. i 5. tomu Literatur Słowiańskich we Lwowie w 1905 r. Więcej zaufania mam do myśli przy czytaniu przedmowy Thodego do Świętego Franciszka[1].
- ↑ Thode zaopatrzył w przedmowę „Fioretti“ św. Franciszka w przekładzie niemieckim, wydanym u E. Diederichsa w Jenie.