jest on? Tu wracamy do punktu wyjścia, do pokrewieństwa: Nietzsche, Sorel, Maurras, ale i Laforgue, Barres, Irzykowski — ale Browning.
Meredith — doznaję wrażenia, że to inna sprawa: prawie jak u Goethego, i choć mniej demonicznie skalista, mniej uniwersalna, świeższa i szczersza to forma. Jak określić?... Dość łatwo. W każdym punkcie i w każdym momencie, w każdym drobnym szczególe postępować w myśl nie obniżania poziomu, nie powracania do żadnej sytuacyi poprzedniej, lecz żyć czynnie i pogodnie, poza typem, nie tworząc apokalipsy. Nie jestem w stanie nie przyznać, że pomimo wszystko, co czują, tak piękni ludzie, jak drogi mój Witołd Klinger[1], (daj Boże mu szczęścia i natchnienia, światło niech będzie zawsze w jego myśli, a ciepło nie opuszcza jego serca), — Meredith był głębszym, bardziej religijnym, bardziej po myśli Bożej człowiekiem, niż Tołstoj.
Tak jest, i nie powinienem tracić tej wiary. W niej własna moja uczciwość umysłowa, nadzieja światła i zdrowia.
Mój Boże! Mój Boże! Cztery tomy Mereditha po 9 franków — 36 fr., kiedy zdobędę się na to, by to mieć — a to jest przeszkodą, przecież pisałbym o nim i napisał; — ale moje stanowisko jest tak à part, tak ani mazowieckiej, ani krakowskiej, tem mniej już łyczakowsko-holzapflowskiej natury, że tylko surowa i bezwzględna ści-
- ↑ Witołd Klinger, przyjaciel Brzozowskiego i dawny jego kolega z lat szkolnych w gimnazyum niemirowskiem, profesor filozofii klasycznej na wszechnicy w Kijowie, który po śmierci przyjaciela wydał cenne i ważne dla poznania moralnego wizerunku zmarłego studyum p. t. „Stanisław Brzozowski, jako człowiek“ (Kraków, 1912). Druga wzmianka o nim na str. 151 „Pamiętnika“.