Wydaje mi się niewątpliwem, że dla zrozumienia romantyzmu XIX stulecia, trzeba znać dobrze kulturę XVII stulecia, a następnie już z niesłychaną przenikliwością badać kulturę XVII stulecia fakt po fakcie, pozbywszy się przedtem wiary w uznawane i ustalone, otoczone rozgłosem konstrukcye. Trzeba też — o ile wogóle nie uda się zniweczyć naukowo samego tego terminu romantyzm, — wyodrębnić romantyzm XIX stulecia od form pokrewnych, które są, lub też nie są zazwyczaj oznaczone przez to miano. Taka Zofia Nałkowska, osoba, która gdyby chciała się uczyć, gdyby znała fakty i gdyby naturalnie zdobyła się na odwagę odzyskiwania powolnego sumienności intellektualnej, będzie naprawdę wierzyć, że W. Feldman wie wogóle, o czem mówi, gdy rzuca ona na los szczęścia swoje »ale«, »a przecież« ex re moich usiłowań stworzenia klasyfikacyi romantyzmu. Niewątpliwie, że to odbiera chęć do pracy.
Romantyzm dla W. F. dla Z. N., dla całej poczciwej polskiej publiczności, to sprawa prosta: od Obermana[1] do Micheleta, od Hoffmanna do Stendhala, od Mérimée’go do Leroux lub Novalisa, od Fr. Schlegla do Gautiera, od Mickiewicza do Murgera, od Mazziniego do Heinego, od Baudelaire’a do Carlyle’a, od Słowackiego do Feuerbacha, i od Shelleya do Kl. Brentana — to dla nich wszystko proste i łatwe do ujęcia. Dźwięki raczej niż słowa, rzeczy całkiem nieobecne. Ileż tu od-
- ↑ Oberman, znana powieść francuskiego autora Etienne Rivert de Senancourt’a (1770—1846), wyd. w r. 1804).