Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/057

Ta strona została skorygowana.

do głowy ta myśl z powodu zastanowienia nad tem, że często operujemy myślami, których nie analizujemy umyślnie w danem rozumowaniu, chcąc zabezpieczyć pewien charakter uczuciowy wynikowi. Np. bitwa, gdy idzie o Napoleona. Ale uwaga S. T. C-e’a sama przez się jest wielkiej doniosłości, zasługuje na to, by stać się jedną z trwałych metod, metodologicznych punktów widzenia w krytyce literatury i kultury.



Poezya i radość: Coleridge twierdzi, że radość jest pierwiastkiem zasadniczym w poezyi, niema poezyi bez radości; czy więc wszystko w życiu może być radością? — nie. Nie wynika to bynajmniej — ale uświadomienie może być radością, niezależnie od tego, co sobie uświadamiamy. I to może istotnie formułuje warunki poezyi. Istnieje w S. T. Coleridge’u i dyonizyjski — mocny nawet ton, ale jak wszystko u niego lub prawie wszystko: zgnębiony, jakby zepchnięty. Bo w tym dziwnym umyśle — miej się na baczności — myśli przeszkadzają sobie wzajemnie. Nie przez bogactwo. To paradoks, — ale przez brak woli dostatecznie wszechstronnej i głębokiej. Biedny Tomasz Quincey porównywał szczerze S. T. Coleridge’a z Goethem[1] na niekorzyść tego ostatniego. Jak mało ma w świecie intelektualnym Goethe przyjaciół. Ojciec mój nie lubił go,

  1. Porównanie S. T. Coleridge’a z Goethem znajduje się u Tomasza Quinceya w jego Reminiscens of the English Lake Poets w rozdziale pierwszym, poświęconym Coleridge’owi na str. 84. (Everyman’s Library edited by Ernest Rhys. London. J. M. Dent). Dotyczący ustęp brzmi w przekładzie: Jako współczesny dzielił on tę samą wadę, pochodzącą z tej samej po części przyczyny, z jednem z jeszcze bardziej i powszechniej od Coleridge’a czczonych, ale daleko mniej potężnem i umysłowo szerokiem bóstwem owych czasów. Mam na myśli Goethego: On również chromał i to chromał na brak uczuć patryotycznych wśród okoliczności znacznie więcej wymagających i budzących patryotyzm. Niewiele dbał on o Weimar, — jeszcze mniej o Niemcy, od Coleridge’a stał zaś o tyle niżej, że Coleridge w rzeczywistości zmuszał się do poddawania się wszystkim uczuciom, jakie świat obchodzą, lubo ich nie żywił, gdy tymczasem Goethe wyrzekł się tych uczuć zarówno w czynach, jak w słowach swych i pismach. Zarówno jeden, jak i drugi przestali istnieć: obu zarówno hołdują ci, co ich znali, jak i tłumy, które ich nie znały. Ale uwielbienie dla Coleridge’a jest wieczne i z roku na rok staje się żywszem, kiedy laury Goethego więdną z każdem pokoleniem, aż przyjdzie czas, kiedy potomność stanie wobec zdetronizowanego bóstwa, zdziwiona, na czem polegała zagadka tego bałwochwalstwa przodków dla bożyszcza próżnego i bez podstawy. (Tomasz de Quincey, pisarz angielski [1785—1859], autor Confessions of a English opium-eater i licznych essayów filozoficznych, teologicznych, krytycznych i ekonomicznych).