— nie dostrzegać ich i ślizgać się z rozczulającym uśmiechem, nieustannie potrącając o coś bolesnego i krwawego. To jest naiwność, szczerość, dzieciństwo. Ale biada, nawet oszczędzając to »dziecię«, rozumieć je w milczeniu dla siebie tylko i ulżyć sobie choć przez wypowiedzenie tego rozumienia. Zresztą ja tu zaprawiam się w szczerości. Chcę, aby dalsze karty były coraz szczersze, bezwzględniejsze, zarówno, gdy idzie o moje wnętrze, jak i o innych ludzi. Mam ich dość tych moich »naiwnych«, oddanych przyjaciół. Dwóch ludzi którzy żyją w kontakcie ze mną i trzeci wyjątkowy, bo w oddaleniu wierzy — Ortwin, Rafał Buber[1] i Witołd Klinger — oto właściwie moi przyjaciele. Rafał Buber ma tyle dobroci i miękkiego wyczucia ran, że często samo jego spojrzenie już leczy z długich tygodni i miesięcy samotności i rozgoryczenia. Nie wiem, tak naprawdę nie wiem, czem zasłużyłem, abym w szlachetnem sercu tego człowieka zajmował tyle miejsca. Ostap Ortwin — tu poprzestanę na tem wspomnieniu. O nim chcę pisać dużo w tych czasach. O nim i o Klingerze i o Buberze zresztą. *** jest jeszcze chłopcem — dzieckiem, i przez fatalną kulturę towarzyską — szkodzi sobie nieustannie i uraża. Uraża nieraz w sposób trudny do zrozumienia. Chrześcijaństwo jest dobrą rzeczą już jako towarzyska szkoła. Myślę, że i żydowstwo pewnie też. Ale dyletantyzm galicyjskich ćwierć-żydów jest gruntem, na którym nawet rośliny szlachetniejsze nabierają właściwości
- ↑ Dr Rafał Buber, adwokat krajowy i członek partyi socyalistycznej we Lwowie, wierny przyjaciel i opiekun Brzozowskiego, jego mąż zaufania i czcigodny obok posła Andrzeja Moraczewskiego obrońca w słynnym krakowskim procesie partyjnym o szpiegostwo. — Witołd Klinger — patrz wyżej przypis do str. 32.