Strona:PL Stanisław Brzozowski - Pamiętnik.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

nego filistra, szlachcica i żyda. Jowialskiego i Papkina. Daj się przejechać Panie — a do gruntu po tem tałatajstwie, spłukać głupotę i miałki wrzask z polskiego życia. Nie dawać pardonu rozkochanym w sobie skrofułom. Narcyzowatości nóg wvkrzywionych przez chorobę angielską nie szczędzić. Walić z ramienia w szpetotę. Bić śmiechem. Tańczyć na pobojowisku. Sprawić stypę. Z czaszki Feldmana pić za zdrowie wiecznie żywej duszy polskiej. Irzykowskiego padlinę na pożywienie chartom, które szczują zajęczo kręte omamienia dzisiejszej kultury niemieckiej.



Sekret, sekret poliszynela.
Literat polski instynktem czuje, że literat niemiecki jest rozwinięciem tego typu, który w nim bez jego winy jest umęczony. Tu bolączka patryotyzmu. Ale kto was trzyma. Odstępował bym was tuzinami Pressom, Blattom. Och, Boże! Niemcy dziś znowu nie mają kultury. Są znowu w stanie z przed Goethego. Znowu lokajstwo wszystkich stylów — tylko dziś zarozumiałe. Lokaj się dorobił. Jest baronem na Sadowej i Sedanie. Styl niemieckich modernistów, wszystkich tych Schaukalów etc. etc. I to chce pisać o Francyi, rezonować o Włoszech, czuć dziewicze rycerstwo angielskiej poezyi. Ibsen niech wam wystarczy. Ibsen właśnie. Ani go za dużo, ani za mało. Pomimo, że jest