nałogowo żyć i robi kompromis z własną religją, zmienia ją, przystosowując się. Oczywiście na tej tolerancji zyskuje pewną ilość zwolenników w rodzaju ciebie. Ale to marny materjał dla Kościoła, który chce walczyć i ma jeszcze ambicję zawładnięcia światem. Tu nie chodzi o ilość, tylko o jakość. Dopóki Kościół był naprawdę żywy, twórczy w życiu, wtedy palił i mordował heretyków...
Kniaź Bazyli: To były błędy czysto ludzkie. Teraz właśnie przychodzi czas naprawy, kiedyśmy zobaczyli, że ani bolszewicki raj, ani faszystowski dobrobyt nie prowadzi do niczego. Rozwój wewnętrzny jest przed nami jeszcze — jak wszyscy będą dobrzy, wszyscy będą szczęśliwi...
Benz: Skołczał ci mózg na tej pustelni. O takich zdańkach niema co dyskutować. A rozwój „wewnętrzny“, jak go nazywacie, będzie trwał, aż do rozsadzenia ram dogmatów podstawowych i potem koniec. A cóż powiecie o Wschodzie, który przejąwszy od nas naszą cywilizację, nie kulturę, bo jej niema wogóle, jak słusznie mówił Spengler — i płynącą z niej naszą problematykę społeczną, wali na nas i może za parę miesięcy będzie tu, w tym kraju ciemności, otoczonym okopami okropnej trójcy: ciasnoty, tępoty i tchórzostwa.
Kniaź Bazyli: Jesteś samo-cynik, Benz. To okropna wada polaków i niektórych żydów nawet. To gorsze niż nasze samobiczowanie się, bo u was jest to płytkie. A co do buddyzmu to jest to jedyna religja, której jedyną jeszcze wartością jest to, że przypomina coś w rodzaju niedociągniętego chrześcijaństwa.
Benz: Czy właśnie nie naodwrót. Buddyzm się nie „rozwijał“ w waszem znaczeniu — mówię to słowo w cudzysłowie, z ironją — bo był od początku głęboką filozofją, opartą na koncepcjach metafizyki brahmańskiej, był religją dla mędrców. A wasze chrześcijaństwo zaczęło się od prostaczków i dlatego musi się teraz dociągać do wyższych umysłów. Ale
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.