skrzydle na parterze buchało stłumione krwawe światło z dwóch okien. To była sypialnia — ten od dwóch wieków przeznaczony pokój (i od kilkudziesięciu lat przeznaczona baba), gdzie (i na której) stracić miał niewinność, „rozdławdziewiczyć się“, baron Kapen de Wahaz — „ostatni tego nazwiska“, jak pisze Klaudjusz Farrère. Genezyp poczuł się szlachcicem, urodzonym z hrabianki i to zrobiło mu pewną przyjemność. „To jednak już jest coś“, pomyślał i zawstydził się sam przed sobą. A mimo to tamto uczucie trwało. Ojciec (żywy czy umarły) nie istniał dalej zupełnie. Podle myślał Zypcio, że w razie tej śmierci może nagle obudzić się w nim jakieś uczucie, dawno stłumione, i wtedy zacznie cierpieć. Bał się tego, a znowu z drugiej strony nieprzyjemnie było trwać w tej obojętności — wyrzut sumienia z tego powodu mógł przejść w natężenie prawdziwego bólu.
Zastukał w okno. Ukazała się z za firanki ciemno-czerwona sylweta księżnej. Zrobiła kolisty ruch ręką z prawa na lewo. Zrozumiał, że ma wejść przez główny ganek pałacu. Widok tej wściekłej baby, czekającej na to właśnie i tylko na to, zrobił na nim zabójcze wrażenie: jakby miał ogon, który się podkurczał aż pod brzuch z dziwnej mieszaniny żądzy, strachu, odwagi i obrzydzenia. Poczuł się jakby był subjektem w sklepiku — drobna sprzedaż nieprzyzwoitości. Wszedł między kolumny pałacowego ganku, jak zwierzę, prowadzone na rytualną rzeź do świątyni.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.
Informacja: Księżna siedziała w sypialni z mężem, najwybitniejszym ze zramolowanych polityków, jednym z twórców obecnej sytuacji równowagi wewnętrznej kraju (wśród morza chronicznej rewolucji była to wyspa z dawnego snu o dobrem demokratycznem żyćku) i polityki zewnętrznej, polegającej na niemieszaniu się czynnem w rosyjską kontr-rewolucję. Polska dała tylko wolny przejazd wojskom, t. zw. „tranzyt wojskowy“ i za tę cenę wymigała się od czynnego udziału. Obecnie lawina chińskiego komunizmu, waląca się z Ałtajskich i Uralskich gór w moskiewską równinę, zachwiała ten idealny systemat wzajemnie podtrzymujących się sprzecz-