Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec, że nareszcie przyszła pora na krótki okres fantastyczności w polityce i to właśnie u nas. Oczywiście są to ostatnie podrygi przed zupełnem uspokojeniem się — i to na żółto, po chińsku. Ci dranie pozwalają sobie na fantazję tylko w oderwaniu od życia, a w niem samem są maszynkami bez skazy i trwogi. My, ohydne, kłamliwe kanalje, przeciwnie: upospoliciliśmy się wewnętrznie tak, że przez kontrast w stosunku do naszych zszarzałych bebechów, to, co jest najświętszego: polityka, musiało się stać czemś pozornie tak już zdeformowanem, jak przedmioty na obrazach kubistów, hyperrealistów i bylecoistów polskich. Ja posiedzę tu 3 dni i jeśli w tym czasie nie zrobię z papy męża stanu nowego typu, to przepowiadam, że zginie papa w męczarniach — kto wie nawet czy sam nie będę zmuszony tego dokonać w imię moich zasad. Ale już pół do trzeciej — trzeba iść spać.
Wstał i pocałował matkę z jakąś kocią czułością, która bardzo nie podobała się Genezypowi. Teraz dopiero poczuł naprawdę, że księżna jest stara baba — przecież to z niej tyle lat temu wylazł ten piękny młodzieniec, mało co starszy od niego. Ale już w następnej sekundzie to właśnie podnieciło w nim ciekawość i uprzyjemniło strach poprzedni: znalazł punkt wyższości nad swoją przeznaczoną kochanką. Scampi mówił dalej, przeciągając się zlekka — (czyż są gorzej wychowani ludzie od polskich arysto- i pseudo-arystokratów?): — Ale zapomniałem zupełnie o tym młodym człowieku. Co on robi o tak późnej porze w naszem gronie rodzinnem? Ale chyba nie potrzebowałem się krępować.... Czy to jest nowy kochanek mamy? — Genezyp podniósł się, niemy z nagłej wściekłości: „mnie śmią traktować tu jak dziecko?!“ Jakieś kolce wbiły mu się w skronie, z gorącego nosa zdawał się buchać fijoletowy płomień — i do tego straszny żal beznadziejny, że to teraz właśnie w tej chwili... Z boku