Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

jak papcio (O, jakże kochała tego niezbyt zrozumiałego dla niej wąsala!) krył się ktoś zupełnie inny, niepojęty. I przez chwilę mignęło jej (przez analogję) w „nierozmyślonych“ jeszcze, grząskich, bagnistych, kobiecych, świńskich kłębach podpojęciowej miazgi, (która zdawała się znajdować się między sercem, a międzykroczem) poczucie, że może w niej także kryje się ktoś, dla niej samej nieznany. Ktoś inny musi coś z nią uczynić, aby wyzwolić w niej tamtą drugą istotniejszą ją — sama nie potrafi. Ale jak? O płciowych relacjach pojęcia jeszcze nie miała. Twarda, jak z żelazo-betonu, piramida dziwności, spiętrzyła się gdzieś w inny wymiar i zapadła zaraz, jak zepsuta, papierowa zabawka, tu, na podłogę tego ponurego pokoju. Zaczęła Liljan kochać w tej chwili brata, ale inaczej, jakoś dziwacznie, zdaleka, jakby za nieprzekraczalną granicą olbrzymich, niedostępnych gór. Było to tak okropnie smutne, że rozpłakała się na nowo, ale innym płaczem (nie tym „zaojcowym“) — jak motor przerzucony na inną szybkość. Ten drugi płacz był lepszy. A w pani Kapenowej, pod wpływem tego zypkowego opiekuńczego objęcia, zaczęły zachodzić dziwne zmiany, z zastraszającą niewiadomo kogo szybkością. Płakała już teraz — w trzy minuty po fakcie — w cichem szczęściu wyzwolenia, z głęboką wdzięcznością myśląc o mężu, za to, że ją tak w porę jeszcze stosunkowo opuścił. Tak mu była wdzięczna, że prawie chciałaby już żeby żył — ale niestety w tem była sprzeczność nie-do-przezwyciężenia. Otwierało się nowe życie — tym razem naprawdę nowe, a nie to, które tyle razy bez skutku, wewnątrz starego zaczynała. Każde z nich zyskało coś na śmierci mądrego wąsacza, nie mówiąc już o majątku. I wszyscy jeszcze więcej go pokochali, każde proporcjonalnie do swego poprzedniego spółczynnika.

Informacja: Aż tu zwalił się na nich straszliwy cios.... chociaż dla Zypka może było to i lepiej — możeby tak jeszcze prędzej... ale o tem